-Smaczna ta zemsta-I uśmiechnął się do mnie,chyba . . . . nie sztucznie-Chociaż w Asgardzie trunek tego rodzaju jest o wiele smaczniejszy.
-Wybacz, że nie dogadzam ci jak twoje pachołki-Mruknęłam-Szczery, chociaż ten uśmiech?-I wypiłam kolejny łyk szkarłatnego niczym krew trunku.
-Ten chyba tak-I ponownie uśmiechnął się w moją stronę patrząc w moje szmaragdowe oczy. Jego błyszczały jak dwie gwiazdy,delikatnie położył mi rękę na policzku i szepnął-Przepraszam za dziś.
-To ja przepraszam, po prostu robię coś nad czym nie potrafię zapanować. To . . .to . . . już kiedyś mnie spotkało-Oparłam głowę o jego ramię i rozpoczęłam swój monolog-W drugiej gimnazjum ja . . . to znaczy taka jedna głupia blondyna Lily Adams wraz ze swoją zgrają zaczęły mnie szarpać i wyzywać. Ja nie reagowałam nie potrafiłam. Zaczęłam płakać i myśleć i o czymś,o czym pomyślałam dziś a a a pomyślałam o „Tobie” nie wiem czemu. To tamtej niedzieli Selina czytała ten fragment książki o bogach nordyckich. Rzecz ujmując coś we mnie kazało się nie bać,ale wracając do tematu. Tam ta dziewczyna ciągnęła mnie za włosy śmiała się, a ja, wtedy tak jak ciebie złapałam ją za rękę a a a ona i tej koleżaneczki poleciały jakieś 10 m dalej ta cała Lily rozwaliła sobie głowę,nikt nie wierzył w to, że taka spokojna dziewczyna jak ja może wyrządzić taką krzywdę.Od tamtego dnia zrozumiałam, że muszę być silna, żeby przetrwać,już, wtedy się nie bałam,w ogóle się nie boję. Strach wywołał we mnie reakcję, której nie rozumiem-Poczułam, że łezka zawirowała w rogu mojego oka i spłynęła na koszulę Psotnika.
-Tu masz potwierdzenie, że magia istnieje,nawet w Midgardzie-Dodał.
-Może i masz rację-Zabrał mi butelkę i sam zamoczył w niej pysk. To wino musiało być serio mocne, bo nawet nie zauważyłam, że leżałam na jego ramieniu,on nie był gorszy. Podobno po alkoholu z ludzi wychodzi ich najgorsze ścierwo. Patrzałam na jego twarz była taka spokojna i obojętna. Z dziwnym zainteresowaniem wpatrywał się w trzaskający ogień.
-Uśmiechasz się czasem?-Poczułam, że zaraz tego pożałuje,że znów przyszpili mnie do ściany,a ja znów zrobię coś w porywie strachu.
-Uśmiechałem –Poprawił mnie i wypił kolejny łyk. Jego głos zaczął wracać do poprzedniej tonacji. Poczułam, że to ma związek z czymś co miało miejsce w jego przeszłości
-Coś się stało?-Spytałam wciąż na niego patrząc.
-Nie-odrzekł oschle.
-Mów-załapałam go za rękę. Czułam, że alkohol przejmuje kontrolę na de mną do tego stopnia, że miękłam, kiedy na niego patrzałam,on chyba też trochę zmiękł, bo patrzał na mnie, inaczej,bardziej sympatycznie.
-Jeszcze, kiedy żyła moja żona uśmiechałem się cały czas. Byłem szczęśliwy. Ale po jej śmierci nie miałem już powodów do śmiechu,jego ostatki pozostawiłem tylko dla dzieci. Prosiła mnie żebym częściej się uśmiechał,żebym był szczęśliwy. Już nie potrafię.
-Przykro mi-Szepnęłam i położyłam mu rękę na ramieniu. Patrzałam na niego z tam dziwnym uczuciem jak bym znała go nie od dziś chodź wciąż czułam nie dosyt wciąż było mi mało. Jedna strona mnie chciała go poznać i być w tym momencie jak najbliżej niego, a druga walczyła „oby nie! Oby nie! Odejdź od tego kretyna! Pamiętaj, że każdego kontaktu z, nim nie wyniknie nic dobrego debilko!”
-Z tego co widzę twoje życie też nie było za wesołe. Z tego co wiem DZIEWCZYNY w tym wieku jeszcze mieszkają z rodzicami, a nie z koleżankami w domu na skraju lasu,odcięta od zgiełku miasta.
-Nie mam rodziców praktycznie nigdy ich nie miałam-Mruknęłam i zabrałam mu butelkę, w której zostało jeszcze z 1/3 butelki trunku.
-Musiałaś jakiś mieć ktoś musiał cię wychować-Zaśmiał się nosowym śmiechem siedząc na przeciw mnie.
-Ta . . . biologicznych rodziców nie znam, a ty nawet nie wiem, czy można ich było nazwać rodziną zastępczą . . . traktowali mnie jak trędowatą. Zawsze tylko Bianka,Bianka,Bianka. Byłam tylko tłem . . . jej cieniem. A potem poznałam Selinę,dziewczynę, która nie bała się ze mną rozmawiać i ryzykować reputacją z powodu mojego towarzystwa. Ona jest chyba najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała.
-Przykro mi-Przysunął się i szepnął mi w usta.
-Ta . . .-Nie skończyłam dokończyć z zdania. Poczułam, że jak czarnowłosy muska moje usta. Najpierw delikatnie, a potem coraz brutalnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na jego kolanach. Trzymał mnie w tali i na ramionach.Moje ręce powędrowały na jego szyję .Zjeżdżaliśmy z tym pocałunkiem coraz niżej aż znalazłam się na dywanie. Jego dotyk,bliskość, to coś czego mi od zawsze brakowało. Odkąd pamiętam zawsze chciałam mieć chłopaka,kogoś do kogo będę mogła się odezwać,porozmawiać,przytulić. Teraz, to miałam, ale pewnie tylko teraz,z powodu alkoholu. Oderwaliśmy się od siebie i wpatrywaliśmy się w swoje szmaragdowe oczy. Moje włosy rozjechały się na około mnie, a jego tak czarne, jak moje gilgotały moje policzki. Chcąc nie chcą na mojej twarzy pojawił się grymas uśmiechu. Delikatnie zepchnął kosmyk włosów z mojej bladej facjaty i szepnął:
-Musimy, to jeszcze kiedyś powtórzyć-Zaśmiał się i położył obok mnie.
-Tak,z pewnością-Szepnęłam i wtuliłam się w niego trzymając się jego koszuli.
Pogłaskał mnie po głowie i dał zasnąć w poczuciu bezpieczeństwa. Ten jego zapach przywoływał we mnie zamazane wspomnienie. Loki pachniał dzikością niczym nieposkromiony koń mustang. Chciałam obudzić się przy, nim,być przy, nim. Tak,mój mózg z pewnością zwariował,moja wyobraźnia zaszła za daleko, a zachowani, tym bardziej, ale muszę przyznać, że mi się podobało. Jedyne co było zimne w tym wszystkim, to jego ręce i moja pozytywka na szyi.’
*Z Perspektywy Lokiego*
CO JA NAJLEPSZEGO ZROBIŁEM?! CO MNIE NAPADŁO ŻEBY JĄ CAŁOWAĆ?! JESTEM IDIOTĄ NAWET WIĘKSZYM NIŻ THOR. Ale muszę przyznać, że ona całuje lepiej niż jakie kol wiek inne kobiety, z którymi miałem bliższe kontakty,nawet lepiej niż . . . Ona. Nie wieżę, że nie miała nigdy chłopaka, to nie było możliwe. Dziewczyna o takiej urodzie na pewno ma duże branie,nie powinienem się tym aż tak zamartwiać. Nie panowałem nad sobą,alkohol przejmował na de mną kontrolę do reszty w tym winie chyba było coś po za winem. Czułem jej spokojny oddech i lawendowy zapach włosów,gęstych i czarnych jak moje.
Była taka piękna jak śpi,taka niewinna i bezbronna. W ciągu dnia niczym róża z kolcami:wredna,chamska i niebezpieczna,a w nocą? Potrafiła złagodnieć,uspokoić się i ukazać swoją ludzką stronę.
Czułem jak jej serce wybija ryt tuż przy mojej piersi. Trzymała się mojej koszuli niczym pijawka. Odchyliłem jej ramię tak, że teraz leżała na placach,jej głowa opadła na stróżkę światła gasnącego płomienia w kominku. Położyłem rękę na jej policzku,palił się na, nim płomienny rumieniec.
Wziąłem ją na ręce i ułożyłem do jej łóżka. Nakryłem kołdrą i przypatrywałem się jej chwile. Zastanawiałem się, czy to możliwe, że to ona może być lustrem? Nie . . . . mam jeszcze czas. Thor jeszcze nie odnalazł swojego, więc i ja nie powinienem wyciągać pochopnych wniosków. Mogę się mylić, ale takie zjawisko? Mało prawdopodobne.
Wróciłem do siebie. Położyłem się i rozpocząłem wgapianie się w sufit. Myślałem nad tym co dziś zrobiłem,pocałowałem Danny. Nie całowałem się od Jej śmierci. Zamknąłem oczy i zasnąłem.
„-Mamy dziś piękny dzień kochanie,usiądź-Powiedziała i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Nie mogę FEN wracaj tu-krzyknąłem i ruszyłem za małym wilkiem. Dziewczynka, która siedziała obok węża śmiała się i uderzała starszego brata Slepa tępym kijem.
-Hel zostaw brata-skarciła córkę brązowo oka kobieta, która plotła wianek. Troje z czworo dzieci wdało się za ojcem tylko Mung mały rodzynek miał oczy matki i jej ciemny kolor włosów”
Szybki oddech i pot na czole wskazywał, że sen wiązał się z Nią. Nie potrafiłem już zasnąć do końca nocy, a powoli zbliżał się świt. Zajrzałem do pokoju Danny,spała jak zabita. Wróciłem do siebie i położyłem się powrotem. Usilnie próbowałem sobie przypomnieć co mi się śniło bezskutecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz