*Z perspektywy Lokiego*
Leżałem na czymś, co przypominało złożone na wpół łoże. Zastanawiałem się gdzie, jestem i co tu robię. Na przeciwko mnie przed kominkiem leżała dziewczyna, była odwrócona do mnie plecami. Jej włosy kolorem przypominające moje były rozrzucone po całym dywanie w Okół niej. Trzęsła się i drgała, chyba miała dość nie przyjemną noc. Dotknąłem swojego ramienia. Zrozumiałem, że jestem nagi od pasa w górę. Rana którą wczoraj zrobiłem sobie przybywając do Midgardu była dokładnie opatrzona i czyszczona, zadrapania były zaklejone małymi plastrami. Byłem okryty kocem, a ona sama była w koszuli nocnej, która sięgała jej do kolan rozszarpana tylko nie wiedziałem z jakiego powodu. Próbowałem się podnieść lecz bez skutku. Kiedy próbowałem, ból przeszywał mnie od góry do dołu, byłem za słaby by się uleczyć. Próbowałem jeszcze zasnąć, chociaż przysnąć,bezskutecznie. Wpatrywałem się tak w sufit po czym rozejrzałem ciekawie po pokoju. W myślach, myślałem też o odnalezieniu mojego lustra przed Thorem, który zapewne odkrył moją nie obecność na Asgardzie. Na ścianie wisiały rysunki różnych postaci, krajobrazów, rzeczy. Obok stała gitara i fortepian. Na fortepianie leżał sztylet z czymś wygrawerowanym, z tego punktu oparcia nie widziałem co jest na nim napisane. Nagle z ust leżącej na dywanie dziewczyny wydał się ostrzy krzyk. Jej szybki i głośny oddech rozchodził się echem po pokoju. Z czoła spływał pot a twarz była bledsza niż wczoraj. Odchyliła głową do tyłu i przeczesała ręką włosy. - O obudziłeś się. Dobrze wiedzieć, że nie mam w domu trupa - Odetchnęła
Leżałem na czymś, co przypominało złożone na wpół łoże. Zastanawiałem się gdzie, jestem i co tu robię. Na przeciwko mnie przed kominkiem leżała dziewczyna, była odwrócona do mnie plecami. Jej włosy kolorem przypominające moje były rozrzucone po całym dywanie w Okół niej. Trzęsła się i drgała, chyba miała dość nie przyjemną noc. Dotknąłem swojego ramienia. Zrozumiałem, że jestem nagi od pasa w górę. Rana którą wczoraj zrobiłem sobie przybywając do Midgardu była dokładnie opatrzona i czyszczona, zadrapania były zaklejone małymi plastrami. Byłem okryty kocem, a ona sama była w koszuli nocnej, która sięgała jej do kolan rozszarpana tylko nie wiedziałem z jakiego powodu. Próbowałem się podnieść lecz bez skutku. Kiedy próbowałem, ból przeszywał mnie od góry do dołu, byłem za słaby by się uleczyć. Próbowałem jeszcze zasnąć, chociaż przysnąć,bezskutecznie. Wpatrywałem się tak w sufit po czym rozejrzałem ciekawie po pokoju. W myślach, myślałem też o odnalezieniu mojego lustra przed Thorem, który zapewne odkrył moją nie obecność na Asgardzie. Na ścianie wisiały rysunki różnych postaci, krajobrazów, rzeczy. Obok stała gitara i fortepian. Na fortepianie leżał sztylet z czymś wygrawerowanym, z tego punktu oparcia nie widziałem co jest na nim napisane. Nagle z ust leżącej na dywanie dziewczyny wydał się ostrzy krzyk. Jej szybki i głośny oddech rozchodził się echem po pokoju. Z czoła spływał pot a twarz była bledsza niż wczoraj. Odchyliła głową do tyłu i przeczesała ręką włosy. - O obudziłeś się. Dobrze wiedzieć, że nie mam w domu trupa - Odetchnęła
- Jak się czujesz? - A jak miał bym się czuć jak pół trup-Jęknąłem i przewróciłem oczami.
- Jeśli myślisz że tylko ty umiesz tak przewracać oczami to się mylisz - Syknęła i wstała. Podeszła do mnie, dotknęła palcami szyjii i przystawiła drugą dłoń do czoła. - Jest w miarę dobrze nie masz gorączki.
-Udajesz doktora czy chcesz się popisać? - Powiedziałem z uśmieszkiem na twarzy.
- O bądź cicho! Gdyby nie ja, byłbyś już martwy. Kim Ty w ogóle jesteś?- Odkleiła plaster i odwiązała opatrunek by go zmienić. Przetarła czymś nasączonym co śmierdziało i spojrzała na mnie pytającymi oczyma, podobnymi do moich. Zadała mi to pytanie z dziwnym tonem głosu i jednocześnie z bulwersują w głosie. Nie znała mnie i tak bez skrupułów rzuciła pytanie.
- Jestem Loki i pochodzę z krainy zwanej Asgard - Ująłem z dumą w głosie.
- Nieźle, uderzyłeś się w głowę podczas tego upadku? Teraz tak na serio kim jesteś? - Jej rozbawienie w głosie świadczyło o tym, że ma mnie za szalonego.
- Mówię, że jestem Loki książę Asgardu. - Stwierdziłem ponownie tym razem z pod denerwowaniem. Zmarszczyłem brwi i zamrugałem oczyma.
- Świetnie, mam w domu wariata - Uśmiechnęła się i zawinęła ponownie mój lewy bok.
- No tak wy Midgardczycy jesteście tacy płytcy, podaj mi rękę - Byłem ciekawy jej reakcji, była trochę zaskoczona tej prośby. Popatrzyła na mnie z przymrużeniem oczu i podała mi nieśmiało rękę. Naprężyłem mięśnie i ostatkiem siły uleczyłem jej ranę, rozświetliła się zielonym światłem i zaniknęła zupełnie. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i natychmiast cofnęła się pod ścianę. - Spokojnie nic się nie dzieje, uleczyłem twoją ranę.
- To niemożliwe! - Wyjąkała cicho.
- Możliwe takie zwyczajne w pozostałych królestwach to codzienność tutaj ludzie dziwią się słysząc słowo „Magia”
- Po co tu przybyłeś? - Podeszła bliżej i przysiadła się obok. - Rozpocznij swą opowieść - Obdarowała mnie wymuszonym uśmiechem.
*Z Perspektywy Danielle *
Patrzałam na niego jak na dziwadło. Loki, Asgard, Magia, to wszystko takie nieprawdopodobne i niemożliwe! Nie wierzyłam w żadne jego słowo. Nie orientowałam się zbytnio w mitologii Nordyckiej. Kiedyś cpś tam słyszałam gdy Selina czytała po obiedzie w niedziele, ostatni raz spojrzałam na jego twarz i rzuciłam pytające spojrzenie.
Patrzałam na niego jak na dziwadło. Loki, Asgard, Magia, to wszystko takie nieprawdopodobne i niemożliwe! Nie wierzyłam w żadne jego słowo. Nie orientowałam się zbytnio w mitologii Nordyckiej. Kiedyś cpś tam słyszałam gdy Selina czytała po obiedzie w niedziele, ostatni raz spojrzałam na jego twarz i rzuciłam pytające spojrzenie.
- A wiec co tu wiele mówić - Zaczął - Jestem książę Loki jak już mówiłem, przybywam z wiecznego królestwa Asgard. Moim celem przybycia na ziemie jest odnalezienie Midgardzkiego lustra. Jest to osoba przeciwnej płci, o podobnym wyglądzie i charakterze. Równie dobrze mógłbym uważać cię za tą osobę jednak twoja niewiara w to co mówię, skłania mnie do tego, że raczej nie jesteś tą której szukam.
- I na razie jej nie poszukasz bo jesteś zdany na mnie. Jesteś dość poważnie ranny i trzeba się tobą zająć. - Warknęłam.
- Równie dobrze możesz wyrzucić mnie na zewnątrz Panno . . .
- Danielle, jestem Danielle Collins. Przyjaciele mówią mi Danny. Właściwie mam tylko Selinę.
- Kogo? - Zapytał z zaciekawieniem w głosie, zamrugał powiekami i przechylił głowę w prawą stronę.
- Moja jedyna przyjaciółka, pilnuje mnie, żebym nie tłukła ludzi na prawo i lewo . . . Jest dla mnie jedyną rodziną. Nigdy nie znałam i zapewne nie poznam swoich biologicznych rodziców. Przykre ale cóż, trzeba żyć dalej - Mówiąc to w moim oku zakręciła się mała gorzka łezka. Szybo ją otarłam i podeszłam do okna. Padał deszcz, dudnił w chodnik i rurę deszczową. Nawet kiedy sama wspominałam o biologicznej rodzinie robiłam się w ściekła lecz jednocześnie chciało mi się płakać. Kiedy odwróciłam się, Loki był już pozycji siedzącej.
-Co robisz powinieneś leżeć! - Głośno powiedziałam, położyłam go z powrotem na pozycję leżącą.
- Spokojnie jestem bogiem poradzę sobie - Zaśmiał się i prychną dumnie.
-Taki z ciebie bóg, jak ze mnie człowiek ludu, żaden!
- Możesz się śmiać ale i tak jestem lepszy.
- Twoje cięte żarty mnie nie wkurzają - Zaśpiewałam unosząc brwi i uśmiechając się. - Ah - puknął się dramatycznie w czoło.
- Nie sądziłem, że taka istotka zniży się do takich żartów.
- Stark często mnie odwiedzał z Peper powinnam mieć tu jeszcze jakieś ciuchy dla ciebie,skoroś taki chojrak to proszę wstać i samemu sobie Wać pan wody nalać jeśliś pan spragniony-Rzekłam z uśmieszkiem na twarzy i sarkazmem w głosie,zmieniając temat.Pobiegłam na górę do pokoju gościnnego i wygrzebałam coś z szafy.Zielona bluza Toney’ego z jakimś napisem i czarne Jensy niestety nic lepszego nie miałam powinien być zadowolony jak zauważyłam to jedne z jego ulubionych kolorów,jego paleta barw była bardzo ale to bardzo uboga, rany. Szybko zbiegłam po schodkach i ku mojemu zdziwieni Loki siedział przy blacie kuchennym i popijał rzeczona wodę w rzeczonej szklance.
- Ty . . . dobra nie ważne - Westchnęłam i uniosłam brwi. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam masło, pomidor, ogórka, kawałek suchej kiełbasy i chleb. Sądziłam, że koleś z kosmosu się tym zadowoli a ja zjem swoje płatki z mlekiem.- Smacznego walnęłam i podałam mu sztućce. Jedliśmy w milczeniu, kiedy spojrzałam na zegarek wrzasnęłam na cały głos:
-O W DUPE! JESTEM JUŻ SPÓŹNIONA! - Szybko zerwałam się i ubrałam buty uczesałam się w biegu i założyłam coś w miarę ogarniętego. Byłam pewna, że Tony się wścieknie jak mu o tym opowiem. Postanowiłam, że zostawię to na razie dla siebie. Z szczoteczką do zębów w buzi ubierałam drugiego buta i założyłam szybko płaszcz.
- Gdzie się śpieszysz? - Powiedział patrząc na mnie krzywo.
- Do pracy, wybacz wasz mości ale jak ty to mówisz „Midgardzie” ludzie harują, żeby mieć owy kawałek chleba - Myślałam, że za takie idiotyczne pytania jeszcze go dobije. Jednak jeżeli miał rację i pochodził z tego „Asgardu” to można było mu to wybaczyć, chociaż sama w to nie wierzyłam do końca. Trzasnęłam drzwiami i wybiegłam jak oparzona.
*Z perspektywy Tony’ego*
Spóźniała się już ponad kwadrans! Byłem ciekaw co ją tak zatrzymało, może korki uliczne? Ruch w centrum był dziś rzeczywiście duży ale nie aż tak, żeby się spóźnić w ogóle ostatnio od tej kolacji z Rogersem dziwnie się zachowywała. Zastanawiałem się czy coś się między nimi wtedy zdarzyło, Kapitan chodził w niebo wzięty na spotkaniach Avengers’ów. Będę musiał chyba z nią porozmawiać o tym wieczorze.
Spóźniała się już ponad kwadrans! Byłem ciekaw co ją tak zatrzymało, może korki uliczne? Ruch w centrum był dziś rzeczywiście duży ale nie aż tak, żeby się spóźnić w ogóle ostatnio od tej kolacji z Rogersem dziwnie się zachowywała. Zastanawiałem się czy coś się między nimi wtedy zdarzyło, Kapitan chodził w niebo wzięty na spotkaniach Avengers’ów. Będę musiał chyba z nią porozmawiać o tym wieczorze.
- Dzień dobry panie Stark - Usłyszałem za sobą milutki głos Bianki.
- Cześć to coś ważnego bo jestem bardzo zajęty. A ty nie powinnaś pomóc Peper?
- Wiesz . . . owszem a co do tej sprawy to wiesz chciałam zobaczyć . . .
- Rozumiem a teraz wybacz - Tu zrobiłem przerwę. - Muszę naprawić wyrzutnie rakiet w zbroi.
- Aha dobrze cześć. - I posłała mi buziaczka. Nigdy za bardzo nie wiem czemu nie lubiłem towarzystwa Bianki, nie miałem z czym z nią porozmawiać, było po prostu dziwna... Za to Danny interesowała się tym i chętnie pomagała mi przy ulepszeniach. Potrafiła przesiedzieć w warsztacie cały dzień bez jedzenia i jeszcze nie być zmęczona, interesowała się tym. Właśnie to podobało mi się w niej. To się nazywa córka, chociaż nie była do końca moją córką. Nagle jak piorun w padł wilk o którym była mowa. - Przepraszam za spóźnienie - korki uliczne były. -Rozumiem usiądź i odpocznij sobie,zjedz jagódkę i zabieramy się do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz