Była niedziela najnudniejszy dzień tygodnia. Leżałam na podłodze nogi mając na stole. Bawiłam się kawałkiem wełny ze swetra babci, ostatni prezent gwiazdkowy od prababki. Peggy Carter była matką mojej babci. Słaba z niej babcia, nie dzwoni, nie pyta o mnie, nie interesuje się mną. To silna, ale i umęczona kobieta przed stówką za 4 lata zaliczy pełną liczbę. Podziwiam ja, dożyć do takiego wieku i jeszcze chodzić od czasu do czasu. Spojrzałam na sufit ,nie był zbyt okazały a mogłabym przysiąc, że malowałam go jakiś czas temu wraz z panem Smithem z pod 5b. Były na, nim plamy od komarów i innych dziwnych substancji. Czasami miałam wrażenie, że w tym domu grawitacja działa na odwrót i wszystkie plamy zamiast trafiać na tą klejoną nieszczęsną podłogę trafiają na bieluśki sufit. Potem spojrzałam na to stare zakurzone pianino potrafiłam grać jednak coś mnie hamowało, pamiętam, że kiedyś zawsze grałam z Harrym, grał całkiem nieźle jednak to nie, to samo. Zawsze, gdy patrzałam na ten kawał ciemnego drewna czułam się samotna, żałuję, że niektóre sprawy nie potoczyły się, inaczej, że nie miałam szansy nigdy być naprawdę szczęśliwa. Podobno nic nie dzieję się bez przyczyny, musi mieć rolę, jaką podarował mu Bóg z biegiem czasu zaczęłam uważać, inaczej, „ Boga nie ma a życie jest do dupy”, cytat mojego ulubionego cynika Gregorego House.
Zauważyłam, że samotność mi szkodzi. Dziadek zdążył wrócić do domu i czym prędzej, gdy tylko zaczął się Mahjong pobiegł, a raczej pokuśtykał na kilka rundek w śród starszych samotnych jego zdaniem „uroczych” pań. Cały dziadek te jego teksty rozbroiłyby nie jednego człowieka. Jęknęłam głośno i położyłam nogi na dywanie. Stary szyty dywan zdawał się już nie być tak kolorowy, jak kiedyś. Pamiętam, że lubiłam się tarzać w dywanach typu shagy i mięciutkich z takim delikatnym szyciem.Słońce się uwzięło i koniecznie chciało się wcisnąć do tego mrocznego pokoju. Doczołgałam się do firan i odchyliłam je lekko. Nagły powiew zimna i świeżości oraz masy światła uderzył we mnie jak tym przysłowiowym młotkiem. Zorientowałam się, że leżałam tak bez ruchu około trzy godziny, zaczynałam robić się, jak ten rudy kot z komiksów, Garfield. Tyle, że on bez ruchy mógł przeleżeć z trzy dni a bym chyba prędzej zdechła niż nie ruszała się trzy dni. Nagle zadzwonił dzwonek jęknęłam jeszcze głośniej i skierowałam krótki zmęczony okrzyk w stronę drzwi. Moje oczy zmierzyły postać w ciemnej skórzanej kurtce.W tej części domu było ciemno, więc nic nie było widać, byłam pewna, że to dziadek, więc ponownie wróciłam do wylegiwania się na dywanie. -Jak tam karty, zarywałeś do pani Johnson?- Zaśmiałam się pod nosem i zamknęłam oczy. Zaległa głucha cisza, dziadek, by od razu odpowiedział, a nie milczał. To chyba nie dziadek, nie to nie on.Uchyliłam podkrążone powieki a moim srebrnym oczą przyglądały się inne niebieskie należące do tego samego osła spod 7a. -Marni wszystko w porządku nic ci nie jest?- Steve położył mi rękę na ramieniu i nachylił się do mnie.Miło, że jakiś facet często tak na mnie wpadał, ale, żeby zjawiać się, jak dżin prze de mną? To było dziwne.Z racji, że zajebiście nie chciało mi się wstać postanowiłam wykorzystać jego kapitańskie dupsko do położenia moich niewyspanych zwłok na kanapę. -Słabo mi chyba zemdlałam nie wiem... źle się poczuła i upadłam-Jęknęłam żałośnie chciałam być jak najbardziej wiarygodna. Jak na blondyna przystało oczywiście nie kapnął się, że kłamię. Może i ma te swoje mięśnie i śliczną buźkę, ale jest tępy jak cholera. Dziadek od razu pewnie wyczaiłby, że kłamię. -Zaniosę cię na kanapę, swoją drogą wybrałaś bardzo miękkie miejsce na omdlenie- Próbował zażartować jednak moja blada twarz nie wyrażała żadnych emocji a tak z innej beczki to tej całej obojętnej miny nauczyłam się od Wayne’a. Moja twarz zazwyczaj była nienaturalnie blada często używałam różu i innych rzeczy, żeby chodź trochę wyglądać na kolorów a, ale Jak na złość nie mogłam przybrać barw różowego. Rogers zamilkł i delikatnie mnie podniósł. Położyłam rękę na jego piersi i poczułam jak szybko i nienaturalnie bije mu serce. On serio miał jakieś problemy z kobietami, unikał ich jak ognia a rozmowa z nimi to był jakiś koszmar patrzę po swoim doświadczeniu. -Rany Koguta tak swoją drogą skąd ty się tu wziąłeś?- Nie powiem ciekawił mnie tan nagły wyskok królika z kapelusza. Kiedy tak na mnie patrzał to cały żołądek przekręcił mi się o 180 stopni. Nienawidziłam jak ktoś patrzał mi prosto w oczy a tym bardziej takim zmartwionym wzrokiem potrzebowałam czasu zaufania, by równie dobrze bez nienawiści patrzeć tak intensywnie w czyjeś oczy. PO mimo wszystko miałam wrażenie, że te oczy są dobre, że nie ukrywają zamiaru zabicia mnie przy najbliższej okazji. -Przyniosłem pudełko po ciastkach.Twój dziadek prosił mnie abym zrobił zawiasy w drzwiach podobno strasznie się zacinają- Spojrzał na podłogę. Nawet nie zauważyłam, że wciąż jestem na jego kolanach. Kiedy się zorientował oblał się rumieńcem i delikatnie położył mnie na granatowej kanapie. Nigdy jej nie lubiłam. Była twarda i niewygodna. -Pewnie miał na myśli drzwi od mojego pokoju, podejmowałam niegdyś samodzielne próby zrobienia coś z tym szajsem jednak nie doszłam do skutku. Miał wezwać fachowca, a nie . . . . Sąsiada z naprzeciwka –Przez głowę przemknęła mi myśl, że dziadek poprosił go o to celowo, no akurat jego. Przypomniało Mi się, jak mówił, że zeswatałby mnie i nawet z szympansem, byle żebym nie była sama. „Jesteś młoda, piękna, utalentowana i ustawiona, naprawdę nie wiem, w czym problem. Zeswatałbym cię nawet z szympansem, byle żebyś przesłała łykać te cholerne leki i ryczeć po kontach.” -Mówił coś o zawiasach, że się zacinają i w ogóle-Zaczął coraz bardziej kleić słowa, kiedy kliknął zamek w drzwiach. Zrobiło mi się lżej na duszy, kiedy w końcu mogłam uwolnić się od tego dekla. Uniosłam głowę z nad poduszek i zaczęłam przyglądać się staruszkowi zdejmującemu szary kapelusz i czarny płaszcz. Podniosłam się o wielkich bólach, kiedy zaczęłam odczuwać, że naprawdę robi mi się słabo i nie z powodu obecności Steve’a zaraz obok mnie. -Wybacz kochanie partyjka się i przedłużyła i... O witaj chłopcze jak miło, że wpadłeś. A ta znowu nie potrafi zająć się gośćmi.Aaro... To znaczy Marni poczęstuj Steve’a ciastem lub chodźby herbatą! Jak ty się zachowujesz, leżysz tu cały dzień i się nie ruszasz? Zaniku mięśni dostaniesz leniu jeden!- Tak myślałam ledwo , co wrócił i już zaczyna zrzędzić, to dokładnie w jego stylu. No cóż ma swój wiek i trzeba mu to wybaczyć. Odkąd babcia zmarła jest coraz gorszy a jego poczucie humoru wypar wyje jak kamfora. -To nic Panie Ray. Znalazłem ją na podłodze. Zemdlała. Pomogłem jej wstać niech leży wygląda na przemęczoną-„No gratulacje! Nic dziwnego, skoro sypiam 5-6 godzin.”Przewróciłam oczami, po czym opadłam na poduszki. Nic mi się już nie chciało miałam wrażenie, że zaraz zdechnę, Było mi niedobrze a jednocześnie słabo.Sama nie wiedziałam, co myśleć. Westchnęłam głośno i sięgnęłam po pilota. Dziadek zaprowadził sąsiada do drzwi mojego pokoju, pozostało mi tylko życzyć, im powodzenia. Niegdzie nic nie było, jak to w niedziele aż do momentu, kiedy trafiłam na widomości. „Koto podobny stwór terroryzuje New York”.Wybuchnę łam głośnym śmiechem i spojrzałam w sufit, rozumiem okradać i wystrychać wszystkich na dudka, ale, żeby od razu terroryzować? Hahaha robi się gorąco. Odkąd informacje o Panterze wypłynęły do mediów wszędzie jest o mnie głośno.Ludzie się boją o swój dobytek, o życie.Ja okradam tylko tych bogatszych nigdy biedniejszych cos jak „Robin Hood”. Przeleciałam jeszcze parę kanałów, kiedy nawet nie zauważyłam, że przysnęłam.
*Steve*
Kiedy Pan Ray objaśniał mi, na czym polega problem z drzwiami rzuciłem krótkie spojrzenie na ciemnowłosą jej głowa opadła na poduszki a oczy zamknięte, wyglądała zupełnie jak córka młynarza, z takim wyglądem zupełnie nie przypominała mi tej małej sekretarki od Wayne’a? Teraz była małą bezbronną dziewczyną leżącą bez świadomości na kanapie zupełnie niepasującej do wystroju pokoju. Większość rzeczy byłą raczej w starym stylu tylko, jak już mówiłem ta kanapa była od czapy, taka granatowa w oparciem falistym. Po wskazaniu mi miejsc do naprawy odszedł w stronę swojego pokoju, kiedy skończę mam się zgłosić. Przyklęknąłem przy starych zawiasach i nakropiłem je olejem, postukałem parę razy młotkiem i dokręciłem śruby. Tą samą czynność wykonałem na górnym zawiasie.Z zadowoleniem spojrzałem na swoją robotę sądząc, iż jest ona wykonana dobrze. Usiadłem na krześle i sięgnąłem po szklankę wody, jaką mi nalano. Moją uwagę przykuło zdjęcie a właściwie dwa. Na pierwszym była para, chyba małżeństwo, dziewczynka i siódemka chłopców ustawionych różnie.
Spojrzałem a ciemnowłosą dziewczynę wyróżniającą się srebrem oczu były identyczne jak u mężczyzny o lewej. Po dokładnej analizie zdjęcia wywnioskowałem, że to rodzice Marni i jej bracia.Ale ten mężczyzna z twarzy zdawał się być bardzo znajomy jednak nie potrafiłem dobie przypomnieć, gdzie go już widziałem. Miałem w głowie kompletną pustkę, wielką lukę, której nie potrafiłem wypełnić. Skąd ja mogłem znać ojca Marni, skoro smacznie spałem sobie w lodowcu. Na odwrocie było napisane „I nie ważne jak długo, by nas niebyło zawsze będziemy razem’ Gżack 1993.Gżack? Przecież ta mała miejscowość, z której pochodził Rubeus Anastas genetykiem, który pracował z Erskine’m. Tego pamiętam dobrze. Był niski, nosił okulary i miał podłużną twarz. Wyróżniały go szare oczy, które dość rzadko się spotyka. Już teraz wiem! Ojciec Marni był podobny do Anastas, ale to nie mogła być rodzina, inne nazwiska i w ogóle. Ale te oczy to musi mieć jakiś związek. Marni to bardzo tajemnicza i dziwna osóbka. Ma wiele tajemnic i bardzo trudno ją rozgryźć. Podejrzewam, że nawet Stark miałem problem z rozgryzieniem jej toku myślenia. Na drugim zdjęciu była o wiele młodsza i pełniejsza Marni. Na jej twarzy gościł uśmiech a na policzkach były rumieńce, wyglądała o niebo lepiej niż, odkąd pamiętam. Siedziała na kolanach bruneta o ciemnych oczach patrzącego w stronę ciemnowłosej. Rozpoznałem w mężczyźnie Osbaurne’a. Fury okazywał mi kiedyś akta niektórych przestępców, było tam właśnie zdjęcie Zielonego Goblina i Nowego Zielonego Goblina.To było strasznie wszystko skomplikowane, tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Czy ona wiedziała, kim jest i co jej grozi? Czy wyszła za niego po mimo tego wszystkiego? Osbourne zginął trzy lata wcześniej, Marni mówiła, że jej mąż?.... Zmarł trzy lata temu. Jak już mówiłem wiele pytań i żadnej odpowiedzi? Rozejrzałem się po pokoju stawał się być taki jakiś bezosobowy. Białe ściany, zwykła ciemna szafa, małe biurko z trzema szafeczkami, laptop, moim zdaniem było tam za czysto. Nigdzie nie dojrzałem nawet jednego papierka czy kłaczka kurzu. Okna lśniły czystością, porcelanowa lalka spoglądała na mnie zza starannie ustawionych książek oraz stary, zwierzchniały pluszak, królik z coraz bardziej blednącym kolorem. Pościel łóżka była śnieżnobiała i nieskazitelna. Pokój sprawiał po prostu wrażenie jak, by nikt w, nim nie mieszkał. Z tego, co usłyszałem od pana Albusa pokój należał do Marni.Gdyby nie te zdjęcia na biurku pomyślałbym, że nikt z niego nie korzysta. Ponownie spojrzałem na zdjęcia na wyżej wymienionym meblu, jej uśmiech... Rozczuliłby nie jednego faceta. Trzeba Osbourne’owi przyznać trafiła mu się kobita. -To mój mąż Harry, o którym ci kiedyś wspominałam, no wiesz, wtedy na cmentarzu-Momentalnie odwróciłem głowę. Tuż za mną stała mała osóbka o ciemnych włosach. Jej wzrok spoczął na fotografiach pod oknem. Westchnęła głośno po czym stanęła obok mnie. Byłem w szoku, że nawet nie zauważyłem, że tu stała. Jak można się tak zakradać niczym... Kot. Przypominała mi najpierwszy rzut oka to Panterę, kocicę, która umyka każdemu. Marni to bardzo drobna i skryta kobieta, więc nic dziwnego, że jej nie usłyszałem, chyba. -Nieźle mu się trafiło... To znaczy musiał mieć naprawdę szczęście, żeby.... Trafić na taką dziewczynę jak ty-Zrobiłem się czerwony jak dorodny pomidor. Nie wiedziałem do końca czy powiedziałem to na głos jednak po jej zszokowanej minie zrozumiałem, że walnąłem straszną gafę. Spojrzała mi w oczy, po czym przysłoniła się usta ręką i zaczęła chichotać. Byłem pewny, że ten mały atak śmiechy jest wywołany barwą mojej twarzy. -Nie umiesz rozmawiać z kobietami... Zdecydowanie- Poklepała mnie po ramieniu –Chodź zrobię ci herbatę, z cytryną?, Czarna czy miętowa, a może malinowa?- Szybkim i zwinny krokiem wyminęła mnie i udała się stronę małej kuchni Tu już nie było tak biało i pedancko, nie żebym miał coś do czystości po prostu nie jestem aż tak przyzwyczajony
-Poproszę czarną-Usiedliśmy do stołu
i w dość niezręczne ciszy popijaliśmy herbatę. Marni zdawała się być jakaś nieobecna tak jak, by nie była d końca sobą. Wkrótce przyłączył się do nas pan Ray. Podał mi moją zapłatę jednak ja odmówiłem. Brać pieniądze za coś tak błahego? Nie to nie w moim stylu. Zresztą pomóc tak miłemu staruszkowi to nawet nie robota tylko obowiązek..Resztę popołudnia spędziliśmy rozmawiając i oczyszczając talerz z pysznego czekoladowego ciasta autorstwa nieprzytomnej Panienki Ray.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Wszystkich serdecznie w ten sylwestrowy wieczór.Czy to nie aby przypadek że ostatnio jak wstawiałam rozdział musiałam życzenia składać? no ok ok niech będzie.Wszystkiego najlepszego w nowym roku. Postępowych postanowień noworocznych,dużo szampana i nie pływających w słoików palców przez petardy (Pozdrawiam Szymona) no i oczywiście dobrej zabawy jak i weny.Doceniam każdego czytelnika jednak najwierniejsi to są takie asy co zawsze czytają ;D Jako że zrobiłam małe sprawozdanie z bloga osobami którym chcę podziękować za:wspieranie mnie,byt pod rozdziałami i mądrymi często przydatnymi radami są :Acheza , Natsuko Kirschtein oraz Twój Szatan ."Serdecznie wam dziękuje.Doceniam to że jesteście dlatego i ja szanuje waszą twórczość"
Pozdrawiam Rachel Octavia Aarone House
Nie masz za co dziękować! Dla mnie to jest przyjemność. Skoro mogę kogoś wesprzeć swoim komentarzem lub mu doradzić, to nie omieszkam :)
OdpowiedzUsuńFajne opisy, zwłaszcza przemyśleń Marni. Niby nic się nie działo, ale dowiedzieliśmy się trochę więcej. Scena ze Steve'm oczywiście przesłodka.
No nic, ja również życzę szczęśliwego nowego roku :) Ja teraz zgonuje na kanapie, ale znalazłam jeszcze siłe na wejście na bloggera xD Oby ten rok był jeszcze lepszy od poprzedniego, pozdrawiam!
Ojej, jestem zaszczycona. :)
OdpowiedzUsuńNie dziękuj mi. Wchodzę na te blogi, które lubię i które mnie interesują. :) Twój jest właśnie jest jednym z takich blogów i to ja Ci bardzo dziękuję, że mnie tak wyróżniłaś :)
Co do rozdziału to bardzo mi się podobał. Uwielbiam u Ciebie każdą scenę ze Steve. Stworzyłaś go świetnie, naprawdę Ci gratuluję. Oby tak dalej :)
Szczęśliwego Nowego Roku, buziaki :):*
O jejku... dziękuję za tak miłe wyróżnienie mnie O.o jak tylko zobaczyłam to na końcu twego postu nie mogłam nie skomentować zanim zacznę czytać - za co z góry przepraszam- ah! Jakże mile mnie zaskoczyłaś
OdpowiedzUsuńTobie również pragnę życzyć w tym Nowym Roku wszystkiego dobrego, zdrowia i szczęścia - którego standardowo życzą wszyscy- oraz spełnienia wszelkich marzeń
I ten stan, kiedy właśnie leżysz na kanapie z laptopem na brzuchu. Tyle co mogę powiedzieć, to świetny rozdział, bardzo mnie wciągnął, jednakże mam kilka uwag:
OdpowiedzUsuń- Przejrzyściej by było, gdyby dialogi zaczynały się od nowej linijki.
- No i "patrzał" wiem, że jest takie słowo, ale ja muszę być taka upierdliwa i tak powiem, że lepiej wygląda "patrzył"
Ale to tylko drobne uwagi. Rozdział naprawdę przyjemny, niby taki prosty nic się nie dzieje, a jednak wiele się dowiadujemy :3
No i wykorzystywanie Steve'a (och tak mi niedobrze...) biedaczek. Dlaczego ja sama na to nie wpadłam? xD