Zapraszam do czytania i komentowania ;)
Wsiedliśmy
do czarnego Lamborghini i odjechaliśmy z parkingu
w stronę ulicy głównej. Wiatr rozwiewał mi włosy, na których
ułożenie zużyłam z tonę lakieru- i tak właśnie trzy godziny
siedzenia w łazience poszły się rypać. Stukałam palcami o
tapicerkę z nerwów i przy okazji zagryzając wargę. Było już
ciemno, noc ogarnęła New York prawie zupełnie. Gwiazdy świeciły
gdzieniegdzie ,a gdzie indziej jaśniejsze chmury ustępowały
miejsca ciemniejszym. Księżyc w kształcie banana tylko co jakiś
czas pokazywał się między nocnymi obłokami. Moje ciemno-różowe
paznokcie pokryte brokatem wciąż wystukiwały taki sam rytm przez
całą drogę. Wayne nie raczył jeszcze ani razu zaszczycić mnie
swoim wzrokiem. Jechaliśmy w ciszy, żadne z nas nie chciało lub po
prostu nie miało chęci na rozmowę, zresztą byliśmy już prawie
pod Stark Tower. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, pan Wayne podał
kluczyki portierowi, objął
mnie w pasie i zbliżył lekko do siebie. Dziwnie się czułam, idąc
tak sobie przytulona do niego, ci wszyscy ludzie, ci gapie, byli nie
do zniesienia. Wszędzie było pełno facetów otoczonych młodymi
kobietami w miniówkach. Pan Bruce popchnął mnie lekko w stronę
windy. Jak na vipów przystało, szliśmy po czerwonym dywanie a
paparazzi co ułamek sekundy latali z tymi fleszami i strzelali
fotki. Jak na Starka przystało z małego przyjęcia w gronie
miliarderów Ameryki
,zrobił przyjęcie godne Króla
Słońce.
Kiedy wjechaliśmy na piętro któreś tam z kolei(zdążyłam
stracić rachubę) ,moim oczom
ukazali się Avengersi i Stark. Nie powiem, zaskoczyło mnie to,
byłam pewna, że będzie tam wiele więcej ludzi niż na dole ,a tu
taka niespodzianka. Nie byłam za bardzo szczęśliwa
,widząc w rogu sali
Romanoffa, pod oknem Rogersa rozmawiającego z jakimś niższym od
siebie brunetem w okularach. Nie był jakiś super umięśniony , ale
wydawał się przyjazny dla otoczenia. Na kanapie siedział
czarnowłosy facet koło trzydziestki w okularach. Rozmawiał z rudą
kobietą w
szpilkach w błękitnej sukience bez pleców, wyglądała bardziej na
kelnerkę niż na uczestniczkę obrad samozwańczych bohaterów.
Wszyscy oni w brukowcach i między ludźmi
z pozycją byli uważani za poważnych, bohaterskich ludzi, no może
prócz Starka, który jak zawsze był uśmiechnięty i wyluzowany,
nie to co ja .. W tej chwili moje nogi były z waty a kąciki ust
drżały. Spojrzałam na mojego towarzysza, jego twarz, jak
zawsze, nie wyrażała żadnych emocji.
-Witaj
Burce, Panno Ray. Tony gdy tylko zobaczył naszą dwójkę wychodzącą
z windy, od razu żywym krokiem ruszył w naszą stronę. Poczułam,
że jest mi słabo. Stark uścisnął rękę Wayne’owi ,po czym
pocałował mnie w paliczki.- Tędy. Zrobił ruch ręką w stronę
okrągłego stołu ,stojącego w lewej części pomieszczenia. Był
zastawiony po brzegi ,ale stało
na nim tylko 10 talerzy ze
złotymi zdobieniami, sztućce były równo położone
co do milimetra. Pieczony kurczak, wino, różnego rodzaju sałatki,
chleb, ryby, wszystko było idealne. Stark przysunął mi krzesło i
obdarował mnie swoim charakterystycznym
uśmieszkiem ,ukazując śnieżnobiałe zęby. Po lewej stronie
usiadł Pan Wayne, zaraz obok niego Stark, ta ruda kobieta w
niebieskiej sukience, czarnowłosy mężczyzna, Brunet w okularach,
Romanoff, oczywiście nasz szanowny kapitan i na całe boże
nieszczęście- ja. Stark uśmiechał się do kobiety co jakiś czas
i pocałował ją w policzek. Jeśli dobrze myślę to ta słynna
Virginia Potts pracująca u Starka
to jego
nowa laska. Założę się, że gdy tylko Właściciel Stark
Industries zerwie z nią (co zapewne nastąpi niebawem), ona odejdzie
a ten burak zostanie sam ze sobą. Na początek postanowiłam zabrać
się za część pstrąga, jak na mnie przystało, wzięłam sobie
ogon i kawałek chleba, kątem
kątem oka spojrzałam po gościach oni woleli mięsne potrawy, tylko
wiśniowa żmija postanowiła zadowolić się sałatką z krabów.
Gdy na nią patrzyłam,
czułam tylko i wyłącznie, nienawiść oraz obrzydzenie. Starałam
się chociaż udawać, że mi się tu podoba ,ale w jej towarzystwie
było to prawie niemożliwe.
-Także
Panna Ray zajmuje w mojej firmie bardzo ważne miejsce. Jej wynalazki
są świetne, jest bardzo pomysłowa i siedzi w swojej grocie dłużej
niż powinna, nieprawdaż Marni?- Potrząsnęłam lekko głową
,otrząsając się ze
znudzenia.
Te ich sprawy biznesowe zupełnie mnie nie interesowały, ja tu
przyszłam z nim tylko dla towarzystwa.
-Tak,
tak oczywiście, panie Wayne, chociaż mam wrażenie, że czasem mnie
pan przeceni. Starałam się mówić tak, jakbym przed chwilą
słuchała, o czym rozmawiają ,ale szczerze mówiąc, byłam
wytrącona z sytuacji. -Przepraszam ,muszę się przewietrzyć.
Wstałam z miejsca i poszłam w stronę balkonu. Usłyszałam, że
ktoś też odsuwał krzesło, modliłam się, żeby to nie była
Natasza. a jednak. Kiedy zniknęłyśmy za drzwiami, Natasza
przygwoździła mnie do ściany, unosząc lekko do góry. W jej
oczach przeskakiwały wściekłe ogniki, była wściekła,
ale i wystraszona. Trudno powiedzieć, co w tym momencie siedziało
jej w głowie
,ale widać było, że była w szoku, jedyne co wykrztusiła,
to:
-Jak
. . . przecież ty . . ..
-Byłam
martwa? A no wiesz ,taki mały powrót zza światów. Boisz się
duchów Nataszo? Uśmiechnęłam się przebiegle i wyszczerzyłam
białe zęby. Bała się i to strasznie, dosłownie jakby zobaczyła
ducha .„ No
cóż , ja też bym się przestraszyła po zostawieniu kogoś na
śmierć i widząc go 9 lat później całego, zdrowego i przede
wszystkim żywego.” Zaśmiałam się, spoglądając na nią z
pogardą.
-Ty
byłaś martwa! Widziałam jak . .
-Umieram?
Jak belka upada na mnie i nie mogę się spod
niej wydostać,
bezskutecznie, a ktoś kto miał szansę mnie uratować, a uciekł
jak tchórz? Albo umierasz jako bohater albo żyjesz i stajesz się
przestępcą ,ty widać wciąż wolisz kłamać i robić wszystkich w
konia. Wyplułam jej to wszystko, co w tej chwili miałam na sercu,
to wszystko co
miałam jej ochotę powiedzieć po tych 9 latach. Zamarła ,nie mogła
wydać z siebie nawet dźwięku. Miałam ochotę w tym momencie
powiedzieć jeszcze coś w stylu: -I co Tasha, boli, nie? Gdy
wszystkie twoje kłamstwa obnażone . . .
-Zamknij
się gówniarzu.Opuściła
mnie na dół, ale wciąż mocno przyciskała
do ściany. Jej oczy zrobiły się szklane jak u porcelanowej lalki.
Było jej wstyd, złość, nienawiść i prawie że łzy mieszały
się w niej, ja to czułam, czułam to w moich sinych nadgarstkach,
bo czym dłużej patrzała w moje oczy o kolorze metalu, tym mocniej
ściskała moje ręce.
-Hej
co tu się dzieje? Zza drzwi wyłonił się Szanowny Pan Kapitan.
Natasza pchnęła mnie mocniej na ścianę i wybiegła niezadowolona.
Pomasowałam lekko nadgarstki ,po czym szybko schowałam je za
bolerkiem ,aby przypadkiem Steve nie widział pasów od ataków
Nataszy. Podeszłam do barierki i opatuliłam się nim jeszcze
bardziej. Tak,tak wiem nie powinnam go tak ciągnąć, bo się
rozciągnie i będzie do wyrzucenia. Dziwnie się czułam ,gdy Rogers
zrobił wjazd w nasze małe porachunki, miałam w planach jeszcze
połamać jej wszystkie kości i poderżnąć gardło. Podszedł do
mnie i patrząc przed siebie ,mruknął:
-Babska
sprzeczka?-„A żebyś wiedział”- pomyślałam, patrząc na
niego kątem
oka. On też wydawał się lekko podenerwowany.-Nie chcesz, to nie
mów ,nie będę . .
~*~Steve~*~
Uciąłem
w połowie zdania. Nerwowo ściskała swoje bolerko jakby bojąc się,
że zaraz ktoś je jej zabierze. To nie była zwykła sprzeczka,
normalnie nikt nie umie wyprowadzić Nataszy z równowagi, a tu
niecałe 5 minut a ta już wybiegła jak rozjuszony dzik. Za to Marni
skuliła się i i nawet nie
raczyła na mnie spojrzeć. Obie były w dość dziwnej sytuacji,
Natasza w czarnej sukience do kolan, trzymająca
małą pannę Ray nad ziemią w niebieskiej sukience z czarnym pasem.
Chciałem coś jej powiedzieć, dowiedzieć się o co chodzi, jednak
na balkon wkroczył Clint i moje plany niczym mgła się rozwiały.
-Hej
,impreza jest w środku, a nie w tym zimnie. Barton zachęcająco
machnął
ręką w
naszą
stronę, uśmiechając się w międzyczasie znad okularów,
przyglądał się uważnie przechodzącej obok niego brunetce
a szczególnie jej pośladkom
i pokaźnemu
dekoltowi.
Skarciłem go
wzrokiem a on od razu spojrzał w stronę Starka dyskutującego o
czymś zawzięcie z Wayne’m. Marni zwinnie przemknęła między
meblami i z powrotem
zasiedliśmy do stołu. Obserwowałem ,jak z Nataszą posyłają
sobie groźnie spojrzenia, jak w nich kipi złość ,jedna drugą
chciałaby rozszarpać ,tylko nie
wiem, dlaczego. Co było między tymi dwoma kobietami ,żeby aż tak
się szarpać? Natasza trzymała Marni przy ścianie i miała ochotę
ją udusić własnoręcznie. Po zjedzeniu kolacji podszedłem do
Tashy i szturchnąłem ją w ramię na znak ,aby poszła za mną.
Udaliśmy się do kuchni, aby pogadać. Usiadła sobie na blacie
kuchennym i założyła nogę i spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem.
Nie wierzyłem, że spokojna Panna Ray mogła by na tyle sprowokować
jedną z największych zabijak na świecie, aby ta chciała zrobić
jej krzywdę. Zanim jednak zdążyłem
coś powiedzieć, Natasza burknęła:
-To
nie moja wina, ona zaczęła. Jej odpowiedź można by porównać do
odpowiedzi trzylatki, która z wielce obrażoną miną trzyma misia i
krzyczy. Tyle że wiśnowłosa zrobiła to w o wiele lepszym stylu
,jej stylu. Obserwowałem, jak nerwowo uderza palcami i przygryza
wargę, odwracając ode mnie wzrok, kłamała ewidentnie, albo i nie.
Po niej poznać czy kłamie, czy nie można by pozostawić samemu
Batmanowi-mścicielowi w masce z Gotham City i tak by sobie nie
poradził.
-Bronisz
się jak małe dziecko ,Romanoff. Czym ta biedna, mała dziewczyna ci
zawiniła? Ona była się tylko przewietrzyć, a ty od razu za nią i
atak frontalny, tak nie można . Zrobiła
się czerwona i zaczęła zgrzytać zębami. Kiedy zacząłem
określać Marni jako grzeczną dziewczynę od Wayne’a ,Romanoff
nie wytrzymała i trzepnęła pięścią z całej siły w blat ,aż
zrobiła w nim lekkie wgniecenie, Tony’emu to się raczej nie
spodoba ,a tym bardziej Peper.
-Ta
grzeczna i miła dziewczyna to wcielony diabeł ,Steve, musisz na nią
uważać-Co? O co jej chodzi? Marni diabłem? To mało prawdopodobne.
Przecież ona nawet by muchy nie skrzywdziła, no nie trochę
przegiąłem po tym pokazie ,kiedy ją spotkałem ,gdy wracałem do
domu. Wtedy ,jak dała popalić tym menelom , była rzeczywiście
niesamowita ,czyżby Tasha miała rację
-Steve,
niosą desery może . . . . miał . . .. byś . . . . ochotę . . Do
pomieszczenia weszła moja sąsiadka. Wiśnowłosa natychmiast zeszła
z blatu dość mocno trącając brunetkę ramieniem. Spojrzenia
kobiet się spotkały, metalowe oczy Ray przybrały zimny wyraz a
zielone oczy Tashy zmrużyły się i zapłonęły w nich dwa ognie.-O
co tej kobiecie chodzi?! Marni opadła na czarną skórzaną
kanapę obok mnie i westchnęła głośno.
-Mógłbym
cię spytać o to samo. Dopiero teraz zauważyłem, że jej spokój
ducha i kamienna twarz wyparowały wraz z pojawieniem się naszej
tzw. klasowej zabijaki. O co chodziło, że mam na nią uważać? Co
takiego Marni zrobiła Nataszy, że aż tak się nienawidzą?
-Niech
zgadnę kapitanie, nie odpuścisz dopóki ci nie powiem, prawda?
Pokręciłem przecząco głową , z
natury nie byłem ciekawskim
człowiekiem ,ale ta sprawa naprawdę śmierdziała, czy Marni mogła
się okazać kim innym, niż jest? Natasza ma źle poukładane w
głowie i lubi rozdrapywać rany z przedszkola. Nie potrafi się
pogodzić z tym, że niegdyś ja należałam do szkolnej elity a ona
byłą zwykłą szarą myszką, która przykleiła się do mnie jak
rzep do psiego ogona. Nie potrafi się pogodzić do dziś z tym. Tak
to jest ,jak nie ma się życia towarzyskiego. Zakończyła głośnym
klaśnięciem w dłonie swój krótki aczkolwiek ważny dla mnie
monolog. Natasza? Zazdrościć
Ray? Myślałem, że jest na odwrót ,że to Romanoff jest pewna
siebie i rządzi wszystkimi dookoła.
-Interesujące-mruknąłem
patrząc ,jak brunetka kręci młynki.
-Wiesz
ten obiad . . . to moja wina. Miałam kiepski dzień i po prostu
jakoś tak, po prostu. Nie sądziłem, że poruszy ten temat, był ,
no cóż . . . krępujący, ale w końcu musieliśmy o tym pogadać
-Nic
nie mów. Twój dziadek mówił, że się źle czujesz, wiesz, jeśli
będziesz chciała kiedykolwiek napić kawy albo pogadać, to możesz
. . .-Trochę się bałem powtórki z poprzedniego razu ale jeśli
chciałem się
czego o niej dowiedzieć, to
musiałem się do niej zbliżyć. Z salonu
dobiegły głosy pożegnalne Wayne’a i Stark’a - impreza
dobiegała końca.
-Czyli
muszę już spadać, a szkoda, fajnie się zapowiadał, ech
ten Bruce. A co do tej twojej propozycji, to . . . . z wielką
chęcią-uśmiechnęła
się szeroko i pomaszerowała za swoim szefem do windy.
Tony cmoknął ją w policzek a Wayne’owi podał dłoń. Kiedy
prezes firmy „Wayne Enterprises” i szefowa jednego z jego działów
„Nauki Stosowane”, zniknęli za metalowymi drzwiami ,mruknąłem
do wciąż uśmiechającego się sztucznie Tony’ego:
-Jak
tam interesy?
-Pieprzony
farciarski sierota!
Ciekawy rozdział. Podoba mi się jak wszystko opisujesz. Czulam się tak, jakbym sama się tam gościła. Jakbym widziała to napięcie miedzy Marni i Natashą. Swoja drogą ich konfrontacja na balkonie wyszła Ci świetnie. Rozmowę przeprowadzilas bardzo sprawnie... Natasha niezle się wystraszyła, aż jestem ciekawa, co tam dalej będzie... XD.
OdpowiedzUsuńBrawo, jestem pod wrażeniem :-)
Dużo weny, pozdrawiam ciepło.
Zdradzie ci tyle że Matni i Natasza były kiedyś jak siostry.Jak to rodzeństwo zdarza się sprzeczka to no była dość dramatyczna.Spoko niedługo zacznie się robić ciekawie i większość spraw się wyjaśni ;)
OdpowiedzUsuńKurcze, naprawdę fajny rozdział! Świetne, rozbudowane opisy, które czytałam z przyjemnością, ciekawa konfrontacja między Natashą i Marni. Niestety były takie błędy jak niepoprawny zapis dialogów(z którym ja też mam problem) no i nie wiem jakim cudem Tasha założyła nogę xD Nie miała jej, czy co? :D Chyba miało być ,,założyła nogę na nogę"
OdpowiedzUsuńAle ogółem fajnie mi się to czytało i czekam na rozwiązanie zagadki, co też dziewczyny tak poróżniło :D
Pozdrawiam!
P.S Dzięki za dedyk, moje zdolności logopedyczne okazały się niezawodne :D