poniedziałek, 24 listopada 2014

VI Czysty Barok

Hay z tej strony Lupin wiem obiecywałam rozdziały w soboty i niedziele ale no nie zależy to też o de mnie ale i od Pani Gosi i tego cholernego Internetu,że komuś chciało się mieszkać w takiej za przeproszeniem czarnej dupie ,mniejsza. Przybywamy z VI rozdziałem i mam nadzieję że się wysilicie i jeśli chodzi o komentarze pobijemy poprzedni rozdział ;) (zaczynam się martwić XD).Dedykuje dzisiejszy rozdział tym którzy czytali "Więźnia Labiryntu" i potrafią wymówić "zawrzeć twarzostan" bez zająknięcie  się(Tak,70 % z was już spróbowało hahahaha).Dobra nie przeszkadzam wam już.Aha.właśnie,jak widzicie zmieniłam Playliste i szablon.
Zapraszam do czytania i komentowania ;)






Wsiedliśmy do czarnego Lamborghini i odjechaliśmy z parkingu w stronę ulicy głównej. Wiatr rozwiewał mi włosy, na których ułożenie zużyłam z tonę lakieru- i tak właśnie trzy godziny siedzenia w łazience poszły się rypać. Stukałam palcami o tapicerkę z nerwów i przy okazji zagryzając wargę. Było już ciemno, noc ogarnęła New York prawie zupełnie. Gwiazdy świeciły gdzieniegdzie ,a gdzie indziej jaśniejsze chmury ustępowały miejsca ciemniejszym. Księżyc w kształcie banana tylko co jakiś czas pokazywał się między nocnymi obłokami. Moje ciemno-różowe paznokcie pokryte brokatem wciąż wystukiwały taki sam rytm przez całą drogę. Wayne nie raczył jeszcze ani razu zaszczycić mnie swoim wzrokiem. Jechaliśmy w ciszy, żadne z nas nie chciało lub po prostu nie miało chęci na rozmowę, zresztą byliśmy już prawie pod Stark Tower. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, pan Wayne podał kluczyki portierowi, objął mnie w pasie i zbliżył lekko do siebie. Dziwnie się czułam, idąc tak sobie przytulona do niego, ci wszyscy ludzie, ci gapie, byli nie do zniesienia. Wszędzie było pełno facetów otoczonych młodymi kobietami w miniówkach. Pan Bruce popchnął mnie lekko w stronę windy. Jak na vipów przystało, szliśmy po czerwonym dywanie a paparazzi co ułamek sekundy latali z tymi fleszami i strzelali fotki. Jak na Starka przystało z małego przyjęcia w gronie miliarderów Ameryki ,zrobił przyjęcie godne Króla Słońce. Kiedy wjechaliśmy na piętro któreś tam z kolei(zdążyłam stracić rachubę) ,moim oczom ukazali się Avengersi i Stark. Nie powiem, zaskoczyło mnie to, byłam pewna, że będzie tam wiele więcej ludzi niż na dole ,a tu taka niespodzianka. Nie byłam za bardzo szczęśliwa ,widząc w rogu sali Romanoffa, pod oknem Rogersa rozmawiającego z jakimś niższym od siebie brunetem w okularach. Nie był jakiś super umięśniony , ale wydawał się przyjazny dla otoczenia. Na kanapie siedział czarnowłosy facet koło trzydziestki w okularach. Rozmawiał z rudą kobietą w szpilkach w błękitnej sukience bez pleców, wyglądała bardziej na kelnerkę niż na uczestniczkę obrad samozwańczych bohaterów. Wszyscy oni w brukowcach i między ludźmi z pozycją byli uważani za poważnych, bohaterskich ludzi, no może prócz Starka, który jak zawsze był uśmiechnięty i wyluzowany, nie to co ja .. W tej chwili moje nogi były z waty a kąciki ust drżały. Spojrzałam na mojego towarzysza, jego twarz, jak zawsze, nie wyrażała żadnych emocji.
-Witaj Burce, Panno Ray. Tony gdy tylko zobaczył naszą dwójkę wychodzącą z windy, od razu żywym krokiem ruszył w naszą stronę. Poczułam, że jest mi słabo. Stark uścisnął rękę Wayne’owi ,po czym pocałował mnie w paliczki.- Tędy. Zrobił ruch ręką w stronę okrągłego stołu ,stojącego w lewej części pomieszczenia. Był zastawiony po brzegi ,ale stało na nim tylko 10 talerzy ze złotymi zdobieniami, sztućce były równo położone co do milimetra. Pieczony kurczak, wino, różnego rodzaju sałatki, chleb, ryby, wszystko było idealne. Stark przysunął mi krzesło i obdarował mnie swoim charakterystycznym uśmieszkiem ,ukazując śnieżnobiałe zęby. Po lewej stronie usiadł Pan Wayne, zaraz obok niego Stark, ta ruda kobieta w niebieskiej sukience, czarnowłosy mężczyzna, Brunet w okularach, Romanoff, oczywiście nasz szanowny kapitan i na całe boże nieszczęście- ja. Stark uśmiechał się do kobiety co jakiś czas i pocałował ją w policzek. Jeśli dobrze myślę to ta słynna Virginia Potts pracująca u Starka to jego nowa laska. Założę się, że gdy tylko Właściciel Stark Industries zerwie z nią (co zapewne nastąpi niebawem), ona odejdzie a ten burak zostanie sam ze sobą. Na początek postanowiłam zabrać się za część pstrąga, jak na mnie przystało, wzięłam sobie ogon i kawałek chleba, kątem kątem oka spojrzałam po gościach oni woleli mięsne potrawy, tylko wiśniowa żmija postanowiła zadowolić się sałatką z krabów. Gdy na nią patrzyłam, czułam tylko i wyłącznie, nienawiść oraz obrzydzenie. Starałam się chociaż udawać, że mi się tu podoba ,ale w jej towarzystwie było to prawie niemożliwe.
-Także Panna Ray zajmuje w mojej firmie bardzo ważne miejsce. Jej wynalazki są świetne, jest bardzo pomysłowa i siedzi w swojej grocie dłużej niż powinna, nieprawdaż Marni?- Potrząsnęłam lekko głową ,otrząsając się ze znudzenia. Te ich sprawy biznesowe zupełnie mnie nie interesowały, ja tu przyszłam z nim tylko dla towarzystwa.
-Tak, tak oczywiście, panie Wayne, chociaż mam wrażenie, że czasem mnie pan przeceni. Starałam się mówić tak, jakbym przed chwilą słuchała, o czym rozmawiają ,ale szczerze mówiąc, byłam wytrącona z sytuacji. -Przepraszam ,muszę się przewietrzyć. Wstałam z miejsca i poszłam w stronę balkonu. Usłyszałam, że ktoś też odsuwał krzesło, modliłam się, żeby to nie była Natasza. a jednak. Kiedy zniknęłyśmy za drzwiami, Natasza przygwoździła mnie do ściany, unosząc lekko do góry. W jej oczach przeskakiwały wściekłe ogniki, była wściekła, ale i wystraszona. Trudno powiedzieć, co w tym momencie siedziało jej w głowie ,ale widać było, że była w szoku, jedyne co wykrztusiła, to:
-Jak . . . przecież ty . . ..
-Byłam martwa? A no wiesz ,taki mały powrót zza światów. Boisz się duchów Nataszo? Uśmiechnęłam się przebiegle i wyszczerzyłam białe zęby. Bała się i to strasznie, dosłownie jakby zobaczyła ducha .„ No cóż , ja też bym się przestraszyła po zostawieniu kogoś na śmierć i widząc go 9 lat później całego, zdrowego i przede wszystkim żywego.” Zaśmiałam się, spoglądając na nią z pogardą.
-Ty byłaś martwa! Widziałam jak . .
-Umieram? Jak belka upada na mnie i nie mogę się spod niej wydostać, bezskutecznie, a ktoś kto miał szansę mnie uratować, a uciekł jak tchórz? Albo umierasz jako bohater albo żyjesz i stajesz się przestępcą ,ty widać wciąż wolisz kłamać i robić wszystkich w konia. Wyplułam jej to wszystko, co w tej chwili miałam na sercu, to wszystko co miałam jej ochotę powiedzieć po tych 9 latach. Zamarła ,nie mogła wydać z siebie nawet dźwięku. Miałam ochotę w tym momencie powiedzieć jeszcze coś w stylu: -I co Tasha, boli, nie? Gdy wszystkie twoje kłamstwa obnażone . . .
-Zamknij się gówniarzu.Opuściła mnie na dół, ale wciąż mocno przyciskała do ściany. Jej oczy zrobiły się szklane jak u porcelanowej lalki. Było jej wstyd, złość, nienawiść i prawie że łzy mieszały się w niej, ja to czułam, czułam to w moich sinych nadgarstkach, bo czym dłużej patrzała w moje oczy o kolorze metalu, tym mocniej ściskała moje ręce.
-Hej co tu się dzieje? Zza drzwi wyłonił się Szanowny Pan Kapitan. Natasza pchnęła mnie mocniej na ścianę i wybiegła niezadowolona. Pomasowałam lekko nadgarstki ,po czym szybko schowałam je za bolerkiem ,aby przypadkiem Steve nie widział pasów od ataków Nataszy. Podeszłam do barierki i opatuliłam się nim jeszcze bardziej. Tak,tak wiem nie powinnam go tak ciągnąć, bo się rozciągnie i będzie do wyrzucenia. Dziwnie się czułam ,gdy Rogers zrobił wjazd w nasze małe porachunki, miałam w planach jeszcze połamać jej wszystkie kości i poderżnąć gardło. Podszedł do mnie i patrząc przed siebie ,mruknął:
-Babska sprzeczka?-„A żebyś wiedział”- pomyślałam, patrząc na niego kątem oka. On też wydawał się lekko podenerwowany.-Nie chcesz, to nie mów ,nie będę . .
~*~Steve~*~
Uciąłem w połowie zdania. Nerwowo ściskała swoje bolerko jakby bojąc się, że zaraz ktoś je jej zabierze. To nie była zwykła sprzeczka, normalnie nikt nie umie wyprowadzić Nataszy z równowagi, a tu niecałe 5 minut a ta już wybiegła jak rozjuszony dzik. Za to Marni skuliła się i i nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Obie były w dość dziwnej sytuacji, Natasza w czarnej sukience do kolan, trzymająca małą pannę Ray nad ziemią w niebieskiej sukience z czarnym pasem. Chciałem coś jej powiedzieć, dowiedzieć się o co chodzi, jednak na balkon wkroczył Clint i moje plany niczym mgła się rozwiały.
-Hej ,impreza jest w środku, a nie w tym zimnie. Barton zachęcająco machnął ręką w naszą stronę, uśmiechając się w międzyczasie znad okularów, przyglądał się uważnie przechodzącej obok niego brunetce a szczególnie jej pośladkom i pokaźnemu dekoltowi. Skarciłem go wzrokiem a on od razu spojrzał w stronę Starka dyskutującego o czymś zawzięcie z Wayne’m. Marni zwinnie przemknęła między meblami i z powrotem zasiedliśmy do stołu. Obserwowałem ,jak z Nataszą posyłają sobie groźnie spojrzenia, jak w nich kipi złość ,jedna drugą chciałaby rozszarpać ,tylko nie wiem, dlaczego. Co było między tymi dwoma kobietami ,żeby aż tak się szarpać? Natasza trzymała Marni przy ścianie i miała ochotę ją udusić własnoręcznie. Po zjedzeniu kolacji podszedłem do Tashy i szturchnąłem ją w ramię na znak ,aby poszła za mną. Udaliśmy się do kuchni, aby pogadać. Usiadła sobie na blacie kuchennym i założyła nogę i spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem. Nie wierzyłem, że spokojna Panna Ray mogła by na tyle sprowokować jedną z największych zabijak na świecie, aby ta chciała zrobić jej krzywdę. Zanim jednak zdążyłem coś powiedzieć, Natasza burknęła:
-To nie moja wina, ona zaczęła. Jej odpowiedź można by porównać do odpowiedzi trzylatki, która z wielce obrażoną miną trzyma misia i krzyczy. Tyle że wiśnowłosa zrobiła to w o wiele lepszym stylu ,jej stylu. Obserwowałem, jak nerwowo uderza palcami i przygryza wargę, odwracając ode mnie wzrok, kłamała ewidentnie, albo i nie. Po niej poznać czy kłamie, czy nie można by pozostawić samemu Batmanowi-mścicielowi w masce z Gotham City i tak by sobie nie poradził.
-Bronisz się jak małe dziecko ,Romanoff. Czym ta biedna, mała dziewczyna ci zawiniła? Ona była się tylko przewietrzyć, a ty od razu za nią i atak frontalny, tak nie można . Zrobiła się czerwona i zaczęła zgrzytać zębami. Kiedy zacząłem określać Marni jako grzeczną dziewczynę od Wayne’a ,Romanoff nie wytrzymała i trzepnęła pięścią z całej siły w blat ,aż zrobiła w nim lekkie wgniecenie, Tony’emu to się raczej nie spodoba ,a tym bardziej Peper.
-Ta grzeczna i miła dziewczyna to wcielony diabeł ,Steve, musisz na nią uważać-Co? O co jej chodzi? Marni diabłem? To mało prawdopodobne. Przecież ona nawet by muchy nie skrzywdziła, no nie trochę przegiąłem po tym pokazie ,kiedy ją spotkałem ,gdy wracałem do domu. Wtedy ,jak dała popalić tym menelom , była rzeczywiście niesamowita ,czyżby Tasha miała rację
-Steve, niosą desery może . . . . miał . . .. byś . . . . ochotę . . Do pomieszczenia weszła moja sąsiadka. Wiśnowłosa natychmiast zeszła z blatu dość mocno trącając brunetkę ramieniem. Spojrzenia kobiet się spotkały, metalowe oczy Ray przybrały zimny wyraz a zielone oczy Tashy zmrużyły się i zapłonęły w nich dwa ognie.-O co tej kobiecie chodzi?! Marni opadła na czarną skórzaną kanapę obok mnie i westchnęła głośno.
-Mógłbym cię spytać o to samo. Dopiero teraz zauważyłem, że jej spokój ducha i kamienna twarz wyparowały wraz z pojawieniem się naszej tzw. klasowej zabijaki. O co chodziło, że mam na nią uważać? Co takiego Marni zrobiła Nataszy, że aż tak się nienawidzą?
-Niech zgadnę kapitanie, nie odpuścisz dopóki ci nie powiem, prawda? Pokręciłem przecząco głową , z natury nie byłem ciekawskim człowiekiem ,ale ta sprawa naprawdę śmierdziała, czy Marni mogła się okazać kim innym, niż jest? Natasza ma źle poukładane w głowie i lubi rozdrapywać rany z przedszkola. Nie potrafi się pogodzić z tym, że niegdyś ja należałam do szkolnej elity a ona byłą zwykłą szarą myszką, która przykleiła się do mnie jak rzep do psiego ogona. Nie potrafi się pogodzić do dziś z tym. Tak to jest ,jak nie ma się życia towarzyskiego. Zakończyła głośnym klaśnięciem w dłonie swój krótki aczkolwiek ważny dla mnie monolog. Natasza? Zazdrościć Ray? Myślałem, że jest na odwrót ,że to Romanoff jest pewna siebie i rządzi wszystkimi dookoła.
-Interesujące-mruknąłem patrząc ,jak brunetka kręci młynki.
-Wiesz ten obiad . . . to moja wina. Miałam kiepski dzień i po prostu jakoś tak, po prostu. Nie sądziłem, że poruszy ten temat, był , no cóż . . . krępujący, ale w końcu musieliśmy o tym pogadać
-Nic nie mów. Twój dziadek mówił, że się źle czujesz, wiesz, jeśli będziesz chciała kiedykolwiek napić kawy albo pogadać, to możesz . . .-Trochę się bałem powtórki z poprzedniego razu ale jeśli chciałem się czego o niej dowiedzieć, to musiałem się do niej zbliżyć. Z salonu dobiegły głosy pożegnalne Wayne’a i Stark’a - impreza dobiegała końca.
-Czyli muszę już spadać, a szkoda, fajnie się zapowiadał, ech ten Bruce. A co do tej twojej propozycji, to . . . . z wielką chęcią-uśmiechnęła się szeroko i pomaszerowała za swoim szefem do windy. Tony cmoknął ją w policzek a Wayne’owi podał dłoń. Kiedy prezes firmy „Wayne Enterprises” i szefowa jednego z jego działów „Nauki Stosowane”, zniknęli za metalowymi drzwiami ,mruknąłem do wciąż uśmiechającego się sztucznie Tony’ego:
-Jak tam interesy?
-Pieprzony farciarski sierota!







3 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział. Podoba mi się jak wszystko opisujesz. Czulam się tak, jakbym sama się tam gościła. Jakbym widziała to napięcie miedzy Marni i Natashą. Swoja drogą ich konfrontacja na balkonie wyszła Ci świetnie. Rozmowę przeprowadzilas bardzo sprawnie... Natasha niezle się wystraszyła, aż jestem ciekawa, co tam dalej będzie... XD.
    Brawo, jestem pod wrażeniem :-)
    Dużo weny, pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdradzie ci tyle że Matni i Natasza były kiedyś jak siostry.Jak to rodzeństwo zdarza się sprzeczka to no była dość dramatyczna.Spoko niedługo zacznie się robić ciekawie i większość spraw się wyjaśni ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, naprawdę fajny rozdział! Świetne, rozbudowane opisy, które czytałam z przyjemnością, ciekawa konfrontacja między Natashą i Marni. Niestety były takie błędy jak niepoprawny zapis dialogów(z którym ja też mam problem) no i nie wiem jakim cudem Tasha założyła nogę xD Nie miała jej, czy co? :D Chyba miało być ,,założyła nogę na nogę"
    Ale ogółem fajnie mi się to czytało i czekam na rozwiązanie zagadki, co też dziewczyny tak poróżniło :D
    Pozdrawiam!
    P.S Dzięki za dedyk, moje zdolności logopedyczne okazały się niezawodne :D

    OdpowiedzUsuń