poniedziałek, 3 listopada 2014

VI Czuły Punkt

Witam was w już w czwartym rozdziale tej historii wiem wiem akcja strasznie wolno się toczy ale co ja poradzę mam od razu zrobić hop siup i wesoło wszystkim? nie nie trochę sobie jeszcze poczekacie ale mówi się trudno. Rozdział osobiście uważam za udany więc i myślę ze podzielicie mój entuzjazm ^^ mam nowy Internet i komputer tak że i mi jest wesoło i myślę że wam będzie też nie przedłużając zapraszam do czytania Aha jako że dzisiejszy rozdział uznaję za udany jeden z nielicznych) Dedyk ląduje Dla ACHEZY "Słuchaj dzięki wielkie twój ostatni rozdział zainspirował mnie do zmiany w życiu Aarony,dzieki"





~*~Steve~*~



Była niedziela, jedyny dzień w którym to zabiegane miasto pełne przestępców, może choć na chwilę odetchnąć od zgiełku dnia powszedniego. Usiadłem na fotelu i włączyłem telewizję, nie było tam nic ciekawego,no może prócz tej kobiety, która grała z foką w siatkówkę. Nie chciałem siedzieć cały dzień w domu i snuć się po nim. Wyszedłem się przewietrzyć. Wziąłem motor i pojechałem do swojej ulubionej knajpki na obrzeżach miasta. Rzadko kiedy ktoś tam wpada ,więc można coś zjeść i napić się bez obaw że ktoś zechce zakłócić ten święty spokój. Zjadłem coś i popiłem czarną kawą. Była 13:46,miałem do obiadu jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem się przejść. Obok była kwiaciarnia, pracowała tam miła Kobieta i jej córka. Starsza-Ruda, krótkowłosa. Muszę obalić mit, że rude kobiety są wredne, nie, to tylko stereotyp. Młodsza- łudząco podobna do swojej matki. Przechodząc obok i rzucając krótkie ;dzień dobry, pani Arwens ,wpatrzyłem się w brunetkę ,która przede mną niosła bukiet białych róż. Przyśpieszyłem kroku, bardzo mi kogoś przypominała. Miała na sobie czarną zwiewną sukienkę przepasaną pasem i wysokie, czarne szpilki. Jej włosy o kolorze dojrzałych kasztanów falowały z każdym krokiem, szła dość szybko. Widziałem ,jak idzie w stronę cmentarza, otworzyła furtkę i udała się w stronę wzgórza na samym końcu. Przemykała zwinnie między grobami ,widząc swój cel jasno i przejrzyście. Zatrzymała się dopiero przy dużym, bogato zdobionym grobie z czarną tablicą i złotymi napisami. Usiadłem dwa groby dalej na ławce przy „Ericu Morrison”. Dziewczyna przysiadła się na ławce i uśmiechała się lekko. Ułożyła róże na grobie a po jej policzkach popłynęły dwie wielkie, słone łzy. Przejechała palcami po marmurze i spojrzała w bok. Dopiero teraz w tej smutnej twarzyczce rozpoznałem Marni Ray, moją sąsiadkę z mieszkania 7c.C o na tu robiła? I czyj to był grób? Jej matki ,ojca, babci? Zbliżyłem się cicho. Na grobie było napisane: „Harold Norman Osbourne, ukochany mąż i syn”. Widziałem ,jak skrycie płacze. Wpatrywała się cały czas w chodnik. Podszedłem do niej po cichu i szepnąłem: „Przykro mi”. Wrzasnęła przeraźliwie i natychmiast się odwróciła. Cofnęła się krok. Wyglądała jednocześnie na przerażoną i zaskoczoną.

-Co ty tutaj robisz-?! Śledzisz mnie?!-Otarła łzy i usiadła z powrotem na ławkę. Jej głos był załamany. Przesunęła się i poklepała miejsce obok siebie. Według jej woli przysiadłem się.

-To twój przyjaciel?- Chciała coś powiedzieć, ale się zawahała. Zamknęła pomalowane usta i ponownie zapadła niezręczna cisza-Nie chcesz, to nie mów-bąknąłem patrząc na nią a ukosa.

-Bliski przyjaciel bardzo bliski . . . . przyjaciel-wydusiła w końcu z siebie. Pociągnęła nosem i spojrzała na mnie swoimi wielkimi napuchniętymi, srebrnymi ślepiami. Podałem jej chusteczkę.

-Chodźmy, nie ma sensu siedzieć tu cały czas-westchnęła cicho.

-Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić . . .-Przytuliła się do mnie i objęła. Odwzajemniłem ten miły uścisk i pogłaskałem ją po głowie. Czułem jak ,wbija paznokcie w moje ramię i próbuje coś powiedzieć, coś co brzmiało jak :„To mój mąż”. Moje ramię zrobiło się mokre od jej łez, czułem, jak cierpi a znosi to o wiele gorzej.-Wszystko jest w porządku-mruknąłem.

-Przepraszam, chwila słabości. Czasami po prostu tak mam i się rozklejam a szczególnie, że dzisiaj jest trzecia rocznica śmierci i i i . . . . nieważne-Pociągnęła nosem i puściła mnie. Szybko wysmarkała nos i rzuciła:- -Muszę iść. Cześć. Wiatr rozwiał jej włosy i parę suchych liści przewiał na drugą stronę. Opatuliła się swetrem ,jednak wciąż miałem wrażenie, że jest jej zimno.

-Czekaj!- krzyknąłem i dogoniłem ją bez problemów. Nie zwróciła na mnie większej uwagi, tylko rzuciła mi spojrzenie typu: „Co chcesz, nie widzisz, że nie mam nastroju?”.-Może chciałbyś pójść ze mną na obiad, niedaleko jest fajna knajpka. Powinnaś coś zjeść, słabo wyglądasz. Przykryłem ją moją kurtką, a ona spojrzała na mnie zaskoczona. Nasunęła ją bardziej na siebie a na jej twarzy pojawił się blady rumieniec.

-Dziękuję, myślę ,że chwila mnie nie zbawi. Uśmiechnęła się lekko i ruszyliśmy oboje w stronę ,można by to nazwać- restauracji.



~*~Aarone~*~
Nieraz ćwiczyłam już ten sztuczny uśmieszek. Prawda jest taka, że od śmierci Harrego żaden z moich uśmiechów nie był szczery, nigdy. Ból, jaki mi to sprawiało, by ł gorszy niż jakakolwiek rana. Życie ze świadomością, że jedyna osoba dla której miało się po co żyć, odeszła na zawsze, nie ma jej, zniknęła,to było straszne. W pracy, w domu, w życiu towarzyskim ,jakiego nie miałam, wszędzie trzeba było się uśmiechać. Nieliczni tak naprawdę wiedzieli ,że byłam mężatką, to było jeszcze pod moim prawdziwym nazwiskiem Anastas, po śmierci męża wróciłam do swojego prawdziwego nazwiska. Chciałam, żeby jak najmniej rzeczy mi o nim przypominało ,ale jednocześnie żeby wszystko wkół mnie było takie jak dawniej. Tak naprawdę nic już nie było i nie będzie takie, jak dawniej, już nie. Weszliśmy do niedużej restauracji, było tak może z pięć stolików, bar i szafa grająca, domyślałam się czemu Steve’owi to miejsce przypadło do gustu, stary wystrój i spokój - to dwie rzeczy, które lubił, bynajmniej tak mi się zdawało. Usiadłam koło okna i zaczęłam wpatrywać się w menu, które kreatywnością nie grzeszyło. „Dania obiadowe:Zupa grzybowa,pomidorowa,ogórkowa,rosół,barszcz,golonka,piersi z kurczaka i wiele innych rzeczy, między innymi ryba z frytkami.

-Co bierzesz?- Z moich rozmyślań nad moim bezdennym życiem i dupnym menu wyrwał mnie mój towarzysz. Kiedyś, gdy chodziłam z Harrym na takie imprezy, to przysuwał mi krzesło i prawie za każdym razem pytał: „Co moja królewna zje dzisiaj?”. Poczułam ,jak łezki zbierają mi się do oczu, jednak szybko ukryłam się za menu i szepnęłam niepewnie:

-Mogą być frytki i piersi z kurczaka. Było to jedno z tańszych dań tutaj. Niepewnie wyjrzałam zza karty, jakby dalej coś poza tym szukając czegoś jeszcze. Wiedziałam, że powinno mnie tu nie być, że powinnam teraz siedzieć w kącie i ryczeć jak co roku. Pomimo dzisiejszej niespodzianki o treści: „Cholerny obiad z cholernie przystojnym sąsiadem”, nie miałam nastroju, wszystko mi było obojętne a co gorsza nawet nie byłam przytomna, jak zawsze zresztą.

-Wszystko w porządku? Poczułam, jak ktoś odchyla skórzaną książeczkę od mojej twarzy i coś mówi. Lekko wystraszona cofnęłam się i spojrzałam na twarz rozbawionego moim spiętym zachowaniem blondyna. Jestem ciekawa ,czy on tez kiedykolwiek się martwi, jak widać- nie.

-Tak, tylko jestem trochę . . .- „Spięta” -szepnęłam w myślach. Ledwo kleiłam słowa i układałam logiczne zdania. Byłam tak zajęta sobą, że zapomniałam ,gdzie jestem i z kim tu jestem. Wciąż miałam na swoich ramionach jego kurtkę, która przyjemnie grzała moje plecy. Niebo z czystego, zaczęło się powoli chmurzyć. Najwidoczniej niebo płacze razem ze mną.

-Spięta?- zaśmiał się i przysunął mi moją porcję. Poczułam, jak robię się cała czerwona ze wstydu. On był dla mnie taki miły ,a ja nawet się nie odzywałam. Kiedy on ze smakiem jadł swoją porcję, ja tylko przewracałam mięso z nadzieją ,że samo zniknie. Włożyłam do ust kawałek i spojrzałam za okno słońce -już dawno straciło dostęp do ziemi i tylko gdzieniegdzie przebijały się lekkie promienie.

-Jesteś dla mnie za miły- stwierdziłam, popijając wszystko wodą. Wziął kawałek do ust i o mało się nim nie udławił ,patrząc na moją poważną minę. Zaśmiał się lekko i spojrzał na mnie. Jego logika była za trudna nawet jak dla mnie. Niby taka otwarta z niego książka, a tu proszę. Widząc moje mrożące spojrzenie , natychmiast się ogarnął.

-Dlaczego? Ja po prostu taki jestem, nie umiem być inny. Uśmiechnął się lekko i pochłonął kolejny kawałek kotleta. Wywróciłam oczami i zjadłam kolejny kawałek obiadu. Miałam wrażenie, że zaraz komuś coś zrobię albo rozbeczę się ze złości. Płacz nigdy nie był w moim stylu. Ale jak na złość wszystko przypomina mi o NIM. Wstałam i oddałam Rogers’owi jego kurtkę. On natychmiast wstał zaraz za mną. -Powiedziałem coś nie tak? Marni czekaj!

-Nie, po prostu jestem już spóźniona i muszę iść-Rzuciłam i ruszyłam w stronę parkingu 300 m dalej. Chodzenie pod górę w szpilkach to katorga. Byłam wściekła i zdezorientowana. Chciał dobrze, a ja znów coś sknociłam. Jestem idiotką. On nie jest złym człowiekiem ,tylko ja, wliczając w to moje całe życie. Nawet nie zauważyłam, jak oparłam czoło o środek kierownicy a ona zaczęła trąbić. „Jezu”-warknęłam sama do siebie i pojechałam do domu. Otworzyłam szybko drzwi i trzasnęłam nimi donośnie. Dziadek, siedzący w Salonie i czytający gazetą „New York Times”, aż podskoczył z wrażenia.

-Coś się stało? Podniósł się i podszedł w moją stronę. W tych szpilkach wyglądałam na o wiele wyższą niż w rzeczywistości.

-Nie -odrzekłam sucho i poszłam do siebie. Zdjęłam te głupawe buty i usiadłam na łóżku. Owinęłam się kocem i wtuliłam twarz w poduszkę, teraz w końcu mogłam się nad sobą poużalać. Czułam,jak łzy płyną mi strumieniami a policzki robią się gorące od ich nadmiaru. Skuliłam się i starałam uspokoić bez skutku. Leki to była ostateczność, nie chciałam ich brać, obiecałam sobie, że dam radę ,że będę silna, ale pomimo wszystko to nic nie dawało, było gorzej.”-Harry, Harry ,Harry . . . dlaczego? Dlaczego musiałeś go ratować! W końcu był pieprzonym Spiderman’em, poradziłby sobie. Byłeś dla tej głupiej dwójki tylko kozłem ofiarnym ,niczym poza tym. Po twoim pogrzebie nie przyszli nawet spytać, jak się czuję. DLACZEGO?!! Uderzyłam pięścią w ścianę i jęknęłam. „Jestem żałosna” -myślałam, po czym opatuliłam się nim jeszcze bardziej i oparłam się o zimną, białą  ścianę. Nagle rozległo się pukanie do drzwi „Kto tam”- rzuciłam beznamiętnie. W drzwiach pojawił się dziadek, uśmiech znikł z jego twarzy a zamiast niego pojawiła się pewnego rodzaju niepewność. „- Nie wiem ,czy będzie chciała z tobą rozmawiać, ma jeden ze swoich gorszych dni” „---Dobrze ,proszę ją tylko ode mnie przeprosić i jej to oddać” Drugi głos był mi znajomy. -To był Steve. Drzwi frontowe trzasnęły. Po chwili w moim pokoju pojawił się dziadek.

-Steven kazał mi to oddać i przeprosić cię, nawet nie wiem,za co. Staruszek przysiadł się obok mnie i przytulił .-Dzisiaj jest trzecia rocznica ,prawda?- Jego głos był bardzo spokojny i opanowany. Od śmierci męża, tylko on był mi oparciem, nikt inny mi nie został. Pokiwałam głową i wtuliłam się w niego, wybuchając głośnym szlochem. Odłożył moją torebkę na szafkę nocną i przytulił mnie mocno. -No już, już cicho . .

-On nic nie zrobił, to moja wina . . . jak zawsze. -Kiedy już się w miarę uspokoiłam, spojrzałam na dziadka i wydusiłam to z siebie. Po kilku godzinach płaczu zgodziłam się łyknąć leki na uspokojenie. On miał rację ,czas najwyższy skończyć się oszukiwać, jestem słaba a takie użalanie się nad sobą i życie w ciągłej depresji nie miało najmniejszego sensu. Czas skończyć ze wszystkim ,co mnie dobijało przez te wszystkie lata. Będę kim chcę ,będę panterą i nikt mi tego nie zabroni. Jestem silna i podołam zadaniu.

-Steven to miły chłopak i myślę ,że warto by było mu się przyjrzeć. -Wybuchnęliśmy oboje gromkim śmiechem, patrząc na siebie. Dziadek zawsze potrafił rozbawić wszystkich wokoło, nawet jeśli atmosfera była do dupy, ten człowiek był po prostu mistrzem wyczucia, nie to co ja.

-Dziadku!- krzyknęłam lekko oburzona, pomimo to nie mogłam się na niego długo gniewać .Kochał mnie a ja jego, przez ostatnie lata on był dla mnie oparciem. Dziadek miał bardzo specyficzny charakter ,pomimo to był najlepszy na świecie. Wstał i zniknął za drzwiami. Położyłam się na łóżku, myśląc, jak mogę wynagrodzić sąsiadowi swoje debilne zachowanie. Uciekłam tak po prostu, bez żadnego wytłumaczenia a jeśli miałam wytłumaczenie ,to było idiotyczne: „Bo jestem spóźniona i muszę iść?”.Dopiero teraz zrozumiałam, jakie to było głupie. Zdecydowanie za dużo myślę. Po chwili nieobecności wszedł dziadek z dwoma kubkami gorącego kakao z piankami i bitą śmietaną, moje ulubione. Bez słowa wznieśliśmy mały toast za moje nowe postanowienia i stuknęliśmy się kubkami ,po czym popiliśmy kakao po dużym łyku.



Pozdrawiam Lupin

7 komentarzy:

  1. Oj, nie wiem co powiedzieć! dziekuje, nie spodziewałam się taaakiej niespodzianki. :) jeżeli mój rozdział Cie zainspirował to bardzo mi miło! :) co do Twojego to bardzo mi sie podoba. Steve jest niesamowity, taki naturalny, uwielbiam jak go przedstawiasz. scena przy grobie bardzo wzruszajaca... pieknie opisana. ta przy obiedzie sprawila że nieźle sie wczułam... Współczuje Marni wyobrażam sobie, że to dla niej ciężkie. Trzymam za nia kciuki! :) dużo weny i jeszcze raz dziekuje! poprawiłaś mi humor, bo leże chora w łóżku, ehhh... pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomniałam dodać, że dziadek jest super! przepadam za nim :)

      Usuń
  2. Rozdział 4 a w tytule 6 :D
    Uważam, że bardzo dobrze opisałaś uczucia Marni. Szkoda, że nie dałaś retrospekcji z Harry'm(boskim Harry'm <3), no ale to nic. Marni ma bardzo fajnego dziadka, powinna go bardziej doceniać :(
    No i nasz wspaniały Steve, zawsze na posterunku z tym swoim czarującym uśmiechem... Oby wiecej takich sytuacji z nim!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. " po śmierci męża wróciłam do swojego prawdziwego nazwiska."
    -- co to za dziwoląg jest?XD Nigdy nie wracamy do swojego prawdziwego nazwiska, nie ma czegoś takiego. Nazwisko panieńskie to rozumiem, ale prawdziwe? a co podszywała sie wcześniej pod kogoś i miała fałszywe? -- wprowadziłaś tu zamieszanie xD

    a ogólnie rozdział mi sie podobał, czekam na wiecej takich sytuacji ze Stevem, chłopak jest do rany przyłóż. uwielbiam go xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy że odkąd Aarone zamieszkała u Osbourne'ów w ramach jej ochrony jej dziadek sfałszował dokumenty aby chronić przed tymi co wymordowali jej rodziców

      Usuń
    2. dobrze, dziękuję za wyjasnienie, jednakze na drugi raz musisz w opisach wyjaśniach takie rzeczy w opowiadaniu, bo czasem trudno się tego domyslić, wiesz chyba o co chodzi

      Usuń
  4. Ojej to smutne. :( Nie wyobrażam sobie stracić tak ukochaną osobę. Nic dziwnego, że trudno jej się pozbierać i nie chciała z nikim przebywać. Każdy musi odbyć swoją żałobę. A Steve stara się być bardzo wspierający, ah ten gentelman :)
    Pozdrawiam,
    Ev

    OdpowiedzUsuń