piątek, 14 listopada 2014

V Cisza Przed Burzą

No siemanko dziś tak na szybkiego bo do kina jadę. Widzicie jaka jestem miła hahaha.Jadę na "Dzień dobry kocham cię" omg o ile zakładamy się że przysnę XDD pozdrawiam
Miłego czytania i komentowania! ;)




*Marni*


Czwartek ,jak zwykle dzień ,coraz bardziej bliski weekendowi. Kiedyś to mogłam się jeszcze cieszyć, ponieważ cały weekend podczas szkolnych lat był wolny a teraz tylko niedziela była wolnym dniem od pracy i większości zmartwień. Zauważyłam, że dział „Nauki Stosowane” w Wayne Enterprises był jedynym niesprzątanym działem. Panu Wayne’owi chyba naprawdę zależało, żeby nikt tu nie zaglądał, jak on to ujął: „Formalnie tego działu nie ma”. Wszystko wraz z tym cholernym kurzem zostało okryte tajemnicą. Wszystkie plany, konstrukcje i najważniejsze rzeczy były ukryte w moim biurku i jedyną osobą, która miała do niego dostęp to ja i pan Fox. Często zdarzało mi się kichać z powodu pyłku, którego granica była jakieś 5 m od mojego kąta. Przewracałam między palcami ołówek ,wyczekując czegoś, pies wie, czego. Moja praca tutaj polegała zwykle na siedzeniu i w międzyczasie wynalezienie czegoś przydatnego i użytecznego. Byłam też członkinią rady Wayne Enterprises i raz w ciągu miesiąca spotykaliśmy się w Wielkiej Sali, aby podejmować najważniejsze decyzje dotyczące firmy. Rada składała się z 24 członków i pomimo mojego tak młodego wieku pozwolono mi zasiąść na miejsce pana Fox’a, który odchodził na emeryturę. Ostatnio dostałam pocztówkę z Wenecji, staruszek świetnie się bawi na zasłużonym urlopie. Należy mu się, podobno pracował tu jeszcze za czasów ojca pana Bruce’a, Thomasa Wayne'a, założyciela Wayne Enterprises,konstruktor pociągu najtańszej komunikacji w Gotham. Podobno został zbudowany, aby zjednoczyć mieszkańców tych biedniejszych i bogatszych. Kiedyś Pan Fox opowiadał mi, że Rodziców pana Wayne'a zabił człowiek, któremu próbowali pomóc, biedak z bronią. Żałosne zginąć z ręki jednego z ludzi, któremu próbowało się pomóc, śmierć niegodna takich ludzi jak oni. Zrobili tak wiele dla tego zepsutego miasta, tak wiele poświęcił czasu i pieniędzy, jak on mógł chcieć się tam wychowywać? Wracać tam? Ja po śmierci mojej rodziny nie mogłabym powrotem wrócić do Rosji, nigdy, za dużo złych wspomnień, za dużo cierpień i złości. No cóż, ale on ma tam po co wracać, ta cała Rachel Dawns. Na jego miejscu bym się martwiła, ponieważ coraz częściej widać ją z tym nowym prokuratorem okręgowym Harvey’em Dent’em, jest równie wyszczekany jak i przystojny. Ha! Wielki Pan Wayne ma konkurencję. Usłyszałam dźwięk otwieranej windy, niezbyt zainteresowana kątem oka spojrzałam, kto z niej wychodzi ,byłam pewna, że to Ben Winslow z księgowości albo Becky Anderson z Rady lub ta głupia blondynka, sekretarka z góry. Gdy wpadała tutaj, świergotała niczym napity wróbel, rozsiewając swoim słodkim wyglądem i głosem tęczę i brokat oraz radość. Zawsze, gdy ją widzę ,mam ochotę puścić pawia. Zamiast pałającej miłością do całego świata hipiski z windy ,wysiadł mój szef we własnej osobie. Szybkim ruchem odłożyłam ołówek, zdjęłam nogi z biurka i otrzepałam się z kurzu.


-Dzień dobry ,Panno Ray, widzę humorek dopisuje i ze zdrowiem lepiej-Pan Wayne podszedł do mnie i ucałował w dłoń. Uśmiechnął się i wziął ode mnie teczkę w kolorze piasku. Były tam projekty z podpisem pana Fox’a i relacje z wczorajszej rady. Swoją drogą Właściciel Firmy- wypadałoby, żeby nie przysypiał na ważnych zebraniach, tak jest przez ostatnie kilka miesięcy, rada w radę, spotkanie w spotkanie, szef spadł jak zabity.


-Witam pana, panie Wayne, co pana tu dziś sprowadza ,nie wspominał pan, że wpadnie dziś do biura. Także odwzajemniłam uśmiech i usiadłam na obrotowym skórzanym, lekkim krześle. Miało wysokie oparcie, więc i popołudniowe drzemki były na nim przyjemne.


-Ile razy prosiłem, mów mi Bruce. Mam małą sprawę. Położył na biurku trzy pudełeczka. Jedno było średniej wielkości, czarne z napisem Sephora i dwa mniejsze z takim samym napisem. Spojrzał na mnie i złapał mnie za rękę. Czułam, że kroi się coś nie tak. Pan Wayne miał to do siebie, że gdy z kimś rozmawiał ,patrzył mu w oczy i nigdy nie odrywał wzroku.


-O, co chodzi? Czy to coś ważnego? Zazwyczaj, gdy pan ze mną rozmawia nie trzyma mnie pan za rękę i nie przynosi pan pudełek z biżuterią. Najpierw mówiłam lekko ściszonym głosem, jednak potem starałam się zgrywać bardziej znudzoną i odważniejszą.


-Potrzebuję partnerki na dzisiejszy bankiet dobroczynny u Starka, jak na niego przystało, kiedy ja zaprosiłem go na kawę i ciastko on musi mnie zaprosić na szwedzki stół. Cały Tony, kolorowa napuszona papużka, no cóż ,ja tez nie jestem szczęśliwy z tego powodu, jednak wypada się tam pojawić. Myślę, że te drobiazgi się pani spodobają-powiedział i oparł się o biurko i pochłonął kokosowe ciastko leżące nieopodal.


-A co z Panną Dawns?. W porę ugryzłam się w język. Byłam bardzo zaskoczona tą propozycją. Równie dobrze mógłby wziąć tę swoją laleczkę na ten wyniosły bankiet u tego błazna, a tu :„Panno Ray czy zechce pani wpaść do Napuszonego pawia na rzyganie i Nachlanie w cztery tzw. odbyty”. Pan Wayne nawet na mnie nie spojrzał.-Oczywiście...-mruknęłam cicho i spuściłam wzrok ,bałam się na niego spojrzeć.


-Moja droga przyjaciółka ma ważniejsze rzeczy do roboty niż szwędanie się po bankietach u bogatych miliarderów. Czarnowłosy westchnął i podsunął mi pudełka. -Te małe drobiazgi powinny ci się przydać, zatrzymaj je. Do twarzy ci w perłach-uśmiechnął się i pocałował w policzek na pożegnanie. -Widzimy się wieczorem. Wszedł do windy, poprawił krawat i drzwi się za nim zamknęły.


~*~Steve~*~


-No kapitanku ,dziś ten pawian z Gotham dostanie po twarzy... Tak, twarzy. Tony poklepał mnie po ramieniu i zakaszlał ,mówiąc coś między tym artystycznymi kaszlnięciami. Doskonale wiedziałem, że ma na myśli coś bardziej zboczonego i w jego stylu zapewne chciał powiedzieć po „Genitaliach”..


-Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym szedł tam z tobą. Będzie tam dużo ludzi, swoją drogą, po co ci tam ja? Odwróciłem się na krześle obrotowym i zmarszczyłem brwi. Byłem w swoim kombinezonie i zaczynało robić mi się za ciepło. Stark wyszczerzył się i usiadł na biurku z machoniu.


-To proste. Będąc ze mną, wzrośnie swoja popularność i większy dochód z tej imprezy dobroczynnej wypromuje moją formę. Wayne wypali się jak gasnąca gwiazda! Wielki Bruce Wayne, miliarder, sierota! Gasnąca gwiazda na giełdzie! Tony klasnął w dłonie uśmiechnął się. Wpisał coś w komputer i wziął kieliszki w dłonie. Jeden chciał podać mi jednak, ale wystawiłem rękę w geście :„Nie ,dziękuję”. Zdziwiony Stark zerknął na mnie i sam opróżnił zawartość obu szklanych naczyń, - Nie pijesz? Tak w ogóle ,ta szefowa działu „Nauki stosowane” to całkiem niezła laska, nie sądzisz? Dopił resztkę z kieliszka i spojrzał mnie kątem oka.


-To moja sąsiadka, ja nic nie sądzę. Westchnąłem, spoglądając na sufit. Też mu przyszedł temat na myśl, o Marni Ray zachciało mu się rozmawiać. Pewnie chciał mi przetłumaczyć ,że chce spędzić z nią upojną noc, a ja mam mu pomóc w poderwaniu mojej uroczej sąsiadki.


-No Steve, nie mów ,że ci się nie podoba. Tony szturchnął mnie łokciem i uśmiechnął się przebiegle. Puścił oczko i ponownie nalał sobie brandy. Tony miał to do siebie, że kiedyś po spędzonej nocy z kobietą ,po prostu schodził sobie do swojego warsztatu i odcinał się od wszystkiego. Nawet gdybym spędził noc z kobietą, na pewno bym jej tak nie potraktował. Wolę pozostać przy swoim, żeby poczekać na tę właściwą.


-Jak już mówiłem, ja nic nie myślę. Wstałem i wyprostowałem się .Stojąc, byłem o wiele wyższy od Starka a zawsze wydawał mi się jakiś taki bardzo wysoki. Wziąłem moją tarczę i zjechałem windą na dół po motor. Założyłem tarczę na plecy i ruszyłem do domu się przebrać. Nie bardzo lubiłem jakieś takie duże bale, to nie były moje klimaty. Wolałem małe przyjęcia we wspólnym gronie.


~*~Marni~*~


Była (chyba) 18:30.Już dawno straciłam rachubę czasu. Taki brak prekluzji z tym makijażem, że nie idzie się połapać. Najpierw wzięłam długą, odprężającą kąpiel z bąbelkami. Pomalowałam paznokcie i wymalowałam się. Kolejną godzinę zajął mi wybór sukienki. Czerwone, czarne, zielone, granatowe, białe... W końcu wybrałam niebieską z czarnym pasem. Ubrałam 10 cm szpilki. Usiadłam na blacie w łazience i spojrzałam na siebie, wyglądałam inaczej. Moja twarz była bardziej blada niż zwykle. Czyżby ze strachu czy z presji, że idę tam z szefem? Albo.... Nieeee, nie, dlatego że mój sąsiad tam będzie ,w końcu to „Kapitan Ameryka”! Wielki bohater Ameryki! Co ja się go czepiam, chłopak nic nie zrobił, jest w porządku a ja robie z niego klauna. Koleś ma przesrane, ludzie rozpoznają go na każdym kroku i znęcają się nim i nie da im autografu. Wyszłam z łazienki w pełni gotowa. Spojrzałam na tacę z ciastkami, w między czasie zrobiłam je dla dziadka, ale najwyraźniej orzechy nie przypadły mu do gustu. Wsypałam je do pustego pudełka i zapukałam pod drzwi 7a.Delikatnie pchnęłam drzwi i rzuciłam nieme „Halo?”.Słyszałam z poprzedniego pokoju ciche szmery i mamrotanie. Mieszkanie Steve’a była urządzone w dość starym stylu. Radio z epoki dinozaurów, meble, ogólnie wszystko tu wyglądało jak u mojej babci ze strony mamy. Szłam, a zdenerwowany głos był coraz bliżej, kiedy wyjrzałam zza szafy, zobaczyłam jak blondyn zaciekle walczy z białą koszulą. Przyłożyłam rękę do twarzy i zaczęłam chichotać


-Jest tu, kto? Ciało Rogersa zamarło a mamrotanie ustało. Ten widok był tak zabawny, że nie mogłam się powstrzymać od głośniejszego śmiechu- .Marni?!-Zszokowany Steve wychylił głowę z poplątanej koszuli.


-Czekaj, pomogę ci. Odłożyłam ciastka na bok i z uśmiechem na twarzy pociągnęłam za dolny skrawek białego materiału a on dopasował się do jego ciała. Sięgnęłam szybkim ruchem po krawat i zawiązałam go zwinnie. Zawsze przed spotkaniami wiązałam krawat Harremu. Poprawiłam jeszcze kołnierz i klepnęłam lekko w ramię.


-Dziękuje. -Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Podałam mu uchylone pudełko. Jego wzrok przeszył mnie od góry do dołu. Nawet nie zauważyłam, jak na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech.


-Mam nadzieję, że ci zasmakują, dziadek nie gustuje w orzechach a upiekłam je dziś po południu, więc...-Dukałam słowa po słowach. Dziwnie się czułam, mając na sobie jego wzrok. Położył mi rękę na ramieniu i szepnął:


-Na pewno mi smakują, jak to poprzednie ciasto, które przyniósł twój dziadek, to z truskawkami swoją drogą masz do tego talent. Pięknie wyglądasz, czyżbyś też wybierała się na przyjęcie do Starka? Czułam ,jak robię się czerwona jak burak. Już dawno tego nie słyszałam. On zawsze taki był, sama już nie wiedziałam, co mam o nim myśleć. Dziwnie się przy nim czułam, taka doceniana i w centrum uwagi. Nienawidzę być w centrum uwagi.


-Dziękuję, mam głupie pytanie.... Czy ty mówisz serio?- Zaśmiałam się i w końcu po długich próbach spojrzałam w jego błękitne oczy. Uśmiechał się do mnie, a w jego oczach błysnęły radosne iskierki.


-Tak ,jak najbardziej. Ja nigdy nie kłamię. Nagle drzwi pokoju się uchyliły a do pokoju weszła kobieta z wiśniowymi włosami do ramion. Zamurowało mnie, nie... To nie możliwe, to nie może być...-O, Natasza, już jesteś. Poznaj moją uroczą sąsiadkę Marni Ray, Marni, poznaj Nataszę Romanoff, pracujemy razem. Bez słowa podałyśmy sobie ręce i nie spuszczałyśmy z siebie wzroku. Nie wiedziałam, jak ona się tu znalazła. Ta wstrętna, bezduszna żmija. Czyżby się nawróciła i zmieniła fach? Czy tylko mi się wydawało?


-Muszę iść ,Pan Wayne zaraz będzie-rzuciłam krótko ,wciąż patrząc na Nataszę. Zamknęłam za sobą drzwi a moje źrenice rozszerzyły się do granic możliwości.”Nie ,ona może wszystko zepsuć”. Znajdą mnie, a co gorsza zabiją, może mnie wydać! Spokojnie Aarone, spokojnie oddychaj, może cię nie poznała, może nie wie, kim jesteś. Kogo ja oszukuję, ona jest za profesjonalna ,żeby mnie nie poznać. Mówiąc krótko, mam przesrane. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Wayne wyglądał dystyngowanie i przystojnie w tym garniturze. Podał do bukiet białych róż i obdarował promiennym uśmiechem.


-To jak ,Panno Ray, idziemy pośmiać się z tego cyrku?





5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)
    lubię takie długie teksty, od razu można się w nie wczuć.
    powodzenia przy pisaniu i weny życzę!
    Pozdrawiam
    patka-pisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam Ci już, że lubię Marni? - jak nie, to mówię! Lubię ją, naprawdę.
    Podoba mi się jak ja przestawiasz... Być może wkładasz w to dużo uwagi i serca. tak myślę... Jest ciekawą bohaterką.
    No i Steve... ahh^^ odurzam się nim dosłownie, jego też pięknie przedstawiasz i opisujesz. Gratulejszyn, czekam na więcej :) :* Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm...wpadam sobie tu w wolnej chwili i ku swej radości widzę nowy rozdział, już zabieram się do komentowania

    OdpowiedzUsuń
  4. z tego byla by dobra ksiazka ;p i tego ci zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! czekam na kolejny rozdział.Czytam już od początku i naprawdę mi się podoba ;)
    *Lessy*

    OdpowiedzUsuń