Zapraszam!
Ps.We wtorek bd mieć podłączany W KOŃCU internet LTE tak że możecie się spodziewać mojej działalności na YT
Rozdział III
~*~Aarone~*~
„-Nie jestem pewna
,czy to dobry pomysł-Brunetka objęła się ramionami i spojrzała
krzywo na chłopaka ,który powolnym krokiem przechadzał się na
tafli lodu. Wyszczerzył się i odszedł jeszcze dalej od brzegu. Był
ubrany w czarny płaszcz powyżej kolan, czarne sznurowane buty i
czerwony, gruby szal schowany pod kurtką. Jego uczy i nos były
czerwone od mrozu, jednak ta drobna niedogodność nie przeszkadzała
mu w popisywaniu się przed przyjaciółką.
-A co strach cię
obleciał?- Chłopak pokazał brunetce język i zaczął stąpać po
lodzie z jeszcze większą siłą. W oddali widać było most
prowadzący na drugi koniec miasta. Śnieg leżał praktycznie
wszędzie .Pokrywał całe drogi i wolne skupiska trawy.
Gdzieniegdzie wystawało jakieś źdzbło zamrożone przez nocne
temperatury. Zimę tego roku była wyjątkowo sroga. Był 3 marca a
lód i śnieg jak były, tak są ,zima tego roku raczej nie śpieszy
się z odejściem.
-Harry lepiej nie kusić
losu-Dziewczyna miała na sobie niebieską skórzaną kurtkę, czarne
botki i legginsy oraz gruby czarny szal i czapkę z pomponem.
Przygryzła bordowe paznokcie i zaczęła szybkim krokiem krążyć
koło brzegu, obserwując z niepokojem lodowe popisy swojego kolegi.
-Oj, nie bądź taka
sztywna, chodź tu do mnie lód jest gruby!- krzyknął jakieś 10
metrów od brzegu. Biały puch zakrył wszystkie dziury po rybakach,
drobne pęknięcia i zalaną wodą część nieopodal. Harry ślizgał
się po tafli, jakby nigdy nic, udając, że krzyki brunetki nie
robią na nim wrażenia. Kiedy chłopak z dziarską miną zbliżał
się do brzegu, lód niebezpiecznie zaskrzypiał w i ułamek sekundy
załamał się pod brunetem.
-HARRY!- Dziewczyna
wrzasnęła i szybko, ale rozważnie podchodziła do topielca.
Rzuciła mu swój szal i ciągnęła z całej siły, aż Osbourne
znalazł się na pewnym lodzie-Wiedziałam ,że to się tak skończy,
mogłeś utonąć, idioto!- szepnęła ze łzami w oczach. Wytachała
go na brzeg i zadzwoniła szybko po taksówkę. Brązowooki trząsł
się z zimna i wycieńczenia. Momentalnie pobladł a jego ręce
straciły czucie. Kiedy żółte auto podwiozło ich pod samą
rezydencję ,błękitnooka pomogła mu wejść do domu. Ułożyła go
przed rozpalonym w kominku ogniem. Zdjęła z niego mokre ubrania
zaraz po tym z siebie. Przemarznięty Harry obserwował jak jego
towarzyszka po kolei pozbywa się kolejnych warstw ubrań. Kiedy
została w samej bieliźnie ułożyła się na chłopaku i przykryła
ich kocem. Brunet od razu przycisnął ją do siebie chcąc pochłonąć
z jej prawie nagiego ciała całe możliwe ciepło. Jego ręce
oplotły jej drobne ciałko i nie zelżało uścisku. Ona wygodnie
ułożyła się na jego piersi i czekała aż się ogrzeje. Po jej
ciele przebiegł dreszcz. Poczuła jak jej przyjaciel po jakimś
czasie zjeżdża do jej pośladków.-Harry co ty odwalasz?- Mruknęła
podnosząc uśpioną głowę w jego stronę. Drugą ręką sięgnął
po kramle spinającą jej włosy. Długie włosy o barwie ciemnej
czekolady rozsypały się niczym liście jesienią z potrząśniętego
drzewa.
-Mógłbym tak
codziennie zasypiać z tobą grzejącą mnie prawie nago-Zaśmiał
się i spojrzał na nią. Ona lekko obrażona ześlizgnęła się z
chłopaka i ubrała-No ej żartowałem wciąż jest mi zimno
widzisz?- Teatralnie zaczął się trząść i wydawać dziwne
dźwięki.
-Bernardzie! Byłbyś
tak miły i przygotował kakao razy dwa z piankami i bitą śmietaną?-
Dziewczynka uśmiechnęła się w stronę kamerdynera. On spuścił
wzrok, przyglądając się nagiemu Osboune’owi przykrytemu jedynie
kocem i jego wilgotnym włosom .
-Niezwłocznie panienko
.Skoczyła szybko na piętro i wręczyła mu suche ubranie. On szybko
pomknął do łazienki i tyle go widzieli. Kiedy Bernard przyniósł
kakao, jak na zawołanie Brunet wyrósł z pod ziemi i wskoczył na
kanapę.
-Dzięki-szepnął,
całując ją w policzek. Uratowała mu życie po części, był jej
to winny. Zarumieniła się i ukryła twarz w książce. Zawsze,
kiedy syn Osbourne’ów był obok niej ,czuła się dziwnie. W
brzuchu się jej przewracało, a policzki robiły się czerwone jak
dojrzałe pomidory. Nie sądziła ,że może coś czuć kiedykolwiek
do syna człowieka, który ją przygarnął po tym wszystkim, nigdy”
W
ułamku sekundy otworzyłam oczy i obejrzałam się w lewo, nic tylko
ciemność. Podniosłam się do pozycji siedzącej i sięgnęłam po
białego Samsunga i zerknęłam na zegarek,była 3:47.Usiadłam na
oknie i obserwowałam, co dzieje się poza tym małym światem, jaki
wokół siebie stworzyłam. Tak, mój mały własny świat ,w jakim
się zamknęłam i nic poza nim nie widziałam. Praca, dom i nocne
ćwiczenia ,nic poza tym się dla mnie nie liczyło. Delikatnie
ześlizgnęłam się z białej witryny utrzymujące okno i po
cichutku wymsknęłam się z pokoju i zajrzałam do dziadka, spał
jak zabity. Na wszelki wypadek podkradłam się do niego i
przyłożyłam ucho do ust, oddychał równo i spokojnie ,to dobrze
.Cóż dziadek jest po zawale, więc nigdy nic nie wiadomo. Bierze
kupę tabletek o różnych dziwnych, dziwacznych nazwach, dla
zwyczajnego człowieka nie do wymówienia. Ucałowałam go w czoło i
wyszłam. Z okna w kuchni było widać okno kuchni mojego sąsiada z
7A Steven’a Rogers’a. Mieszkał tu od niedawna, może z jakiś
dobry kwartał? Nie pamiętam dokładnie ,ale wiem, że akurat
wracałam z pracy, kiedy spotkałam go po raz pierwszy, to akurat
pamiętam dobrze. Wtedy, gdy „pomógł” mi pozbyć się tych
meneli, nie mogłam go poznać, ale potem coś zaczęło mi świtać.
Pamiętam ,że padał deszcz a ja na całe boże nieszczęście
złamałam sobie obcas. Otwierałam akurat drzwi , kiedy on wchodził
po schodach i rzucił krótkie :-„Dzień dobry, pozwól, że ci
pomogę .Wziął klucz od drzwi, otworzył i popchnął je lekko
,ustępując mi miejsca. Nie zdążyłam mu nawet podziękować
,kiedy zniknął za swoimi drzwiami. Zszokowana wciąż stałam tam
,tak jak jakaś idiotka i obserwowałam punkt przed sobą,
nieświadomie oczywiście. Z transu obudził mnie dziadek który
akurat wrócił z tzw.” Posiedzenia Rady Klozetowej ”.Wracając
do rzeczywistości. Obserwowałam przez krótką firankę, jak mój
sąsiad krząta się po kuchni ,o tej porze? Dziwne, on też nie może
spać? Westchnęłam i nalałam sobie soku, obserwując ten bardzo
fascynując widok. Otworzyłam okno na oścież i położyłam głowę
podpierając ją ramionami. Steven musiał to chyba zauważyć ,bo
uśmiechnął się do mnie i pomachał. Zrobiłam się czerwona i
szybko wróciłam do swojego pokoju. Co za chora noc.
Kilka
godzin później . . .
-Panienko
Ray . . .-Obudziło mnie puknięcie w ramię. Natychmiast się
wyprostowałam i odwróciłam. Boże ,to tylko pan Fox . . .Na twarzy
miał wymalowany uśmiech i trzymał dwa kubki z kawą. Wręczył mi
ten czerwony z liśćmi klonu i przysiadł się obok. Delikatnie
poklepał mnie po plecach i śmiejąc się lekko, wydusił z
siebie:-Kiepska noc?
-Nawet
pan nie wie ,jak bardzo- Upiłam łyk z porcelanowego naczynia i
wstałam. Przetarłam oczy i spojrzałam na siebie, wyglądałam
okropnie. Włosy w całkowitym nieładzie, oczy podkrążone a skóra
nienaturalnie blada. Westchnęłam i podałam Lucius’owi projekty.
Dziwne, dziś nie miał w ogóle zastrzeżeń.
-Widzę,
im dłużej ma panienka sposobność ,tym bardziej rozwija się pani
pomysłowość i umiejętności ,tym razem, jak widzisz ,nie ma ani
jednak kreski poprawki. Uśmiechnął się szeroko i podał mi z
powrotem moje siódme poty z ostatnich dwóch tygodni. Założył
swój czarny kapelusz i płaszcz, pożegnał się i wyszedł.
-Bardzo
. . .-szepnęłam sama do siebie, drukując kopię nowego stroju i
pasa z harpunem. Przez kolejną część dnia pan Wayne nie zawitał
w moje progi i prawidłowo. Nie miałam ochoty dzisiaj z nikim
rozmawiać a tym bardziej z nim ,nawet nie wiem ,czemu. Bruce Wayne
to bardzo miły i porządny człowiek, więc dlaczego czepiam się o
bzdety. Kiedy ubierałam się do wyjścia ,oczy otworzyły mi się ze
zdumienia .Przetarłam je lekko i przyglądałam się ,jak Bruce
Wayne oraz Anthony Stark wysiadają z windy i witają się ze mną.
Zza niższego z mężczyzn wychylił się nikt inny jak sam Kapitan
Ameryka. Czułam ,jak robi mi się niedobrze.
-To
panna Marlene Ray, moja szefowa działu „Nauk stosowanych w Wayne
Enterprises. Szef objął mnie ramieniem i spojrzał na mnie.
Po
plecach przeleciał mnie dreszcz a twarz straciła na kolorze. Stark
chwycił moją dłoń i ucałował, szepcząc:
-Anthony
Stark ,właściciel Stark Industries . A to znany przez wszystkich
Kapitan Ameryka! Stark z sarkazmem w głosie uchylił się lekko i
wskazał ręką na najwyższego z nich. Kiedy Rogers podchodził się
przywitać, miałam wrażenie, że zwymiotuję.
-Tak,
wiem, znamy się, pan Kapitan jest moim sąsiadem -uśmiechnęłam
się sztucznie i odwróciłam się w stronę szefa . On tylko klasnął
dłońmi i dla rozładowania atmosfery rzucił coś w stylu: „To
może pokażę szanownym panom ,co Firma Wayne Enterprises ma do
zaoferowania”
~*~Steve~*~
Nie
sądziłem, że tu pracuje. Mógłbym się założyć, że ktoś taki
jak oma pracuje w bardziej ciekawszych zawodach niż ten. Jeśli ktoś
lubi grzebać przy tej całej elektronice ,to nie ma mu co
przeszkadzać. Ta cała elektronika przejmuje świat i większość
rzeczy, jakie buduje Stark też wymaga baterii. Rzeczy, jakie
budowała Marni u Wayna’a nie potrzebowały baterii, były bardzo
pomysłowe i kreatywne. Kiedy Wayne i Stark szli z przodu, podszedłem
do Panny Ray i szepnąłem.:
-Stark
nie grzeszy skromnością w przeciwieństwie do twojego
szefa-uśmiechnąłem się do niej ,ale ona tylko przesłała mi
lodowate spojrzenie i obróciła oczami. Była ubrana w krótką
czarną spódniczkę i szpilki, podobnie tak jak wtedy, gdy ją
zobaczyłem ją po raz pierwszy ,już wtedy biło od niej pewnego
rodzaju niezwykłością.
-Oczywiście,
Stark to świnia i kobieciarz a Pan Wayne to uosobienie spokoju. Ma
dystans do ludzi, niewielu z nich ufa. Obstawiałabym Fox’a i tę
pomocniczkę prokuratora okręgowego Rachel Dawes.
-Widać,
że lubisz swoją pracę.-Uśmiechnąłem się i poklepałem ją po
plecach. Dogoniliśmy miliarderów i szliśmy w stronę kolejnych
teczek, pudełek mniejszych i większych oraz walizek. W środku w
większości były gadżety i broń .Sam Stark zadawał się być
zaskoczony taką prostotą, jednak za każdym razem, gdy Wayne
podawał cenę, Tony tylko prychał i wysuwał powody dla których
„to” nie było warte swojej ceny. Próbował prawie wszystkie
sprzęty ,jednak nie mógł się zdecydować, co wybrać, nie chciał
sobie psuć wizerunku. „Tony Stark kupuje sprzęt i części od
Bruce’a Wayne’a na swoje zabawki typu Iron Man”. Dla mnie każdy
z tych gadżetów był świetny, praktycznie można by go użyć w
każdej sytuacji. Kiedy skończyliśmy obchód, Stark i Wayne usiedli
przy osobnym stole z kieliszkami i kupą dokumentów do podpisania w
razie zakupu. Jak to ujął Tony: „To bardzo tajnie. Nie do
oglądania przez mój kapitański tyłek”. Widziałem ,jak Marni
przynosi talerz z ciastkami, po czym zmierza w moją stronę.
Widziałem, jak Stark kątem oka gapi się na tyłek szefowej działu
„Nauk Stosowanych”, nie chciałem wyjść na idiotę, ale
rzeczywiście było na co popatrzeć, podobnie było z biustem.
-Ciastko?-
spytała ,kładąc tacę na stoliku. Z stosu ciastek wyciągnęła 3
małe kuleczki z prawie niewidocznym guziczkami.-Widziałam, jak ci
się spodobały, weź. Uśmiechnęła się i wyjęła ze stosu
słodyczy owe kulki. Wepchnęła mi je w rękę i zamknęła.-Użyj
je w odpowiednim momencie. Usiadła obok mnie i rzuciła mi krótkie
spojrzenie. W pracy wyglądała całkiem inaczej. Umalowana, skromna
i taka cicha, jak by ją podmienił.
-Skąd
ten akt dobroci u ciebie? Armia daje sporo kasy na takie rzeczy.
Spojrzałem na nią a ona oblała się rumieńcem. Kiedy Biznesmeni
zakończyli swoje tajne posiedzenie,wściekły Tony ze sztucznym
uśmiechem na ustach pożegnał się i wziął Bruce’a na stronę.
-Jakoś
tak . . . Po prostu chcę zrobić dla ciebie coś miłego za to, że
mnie . . . uratowałeś, no wiesz wtedy. Widziałem, jak duka słowa
lekko zawstydzona. Jeśli się nie mylę, ona też ma problemy z
kontaktami z płcią przeciwną.
-Co
powiesz na kawę jutro, o 14? -palnąłem to co prawda od rzeczy, ale
w końcu to z siebie wydusiłem. Od tego feralnego wypadku minęły
ponad trzy tygodnie. Co prawda spojrzała na mnie lekko zaskoczona,
jednak nie wydała z siebie nawet dźwięku. Pośpiesznie strzepnęła
spódnicę i poleciała za odchodzącym szefem, ja zresztą też
musiałem już iść. Kiedy wsiedliśmy do samochodu ,Tony nie
wytrzymał i wydarł się na całe gardło :
-JAK
TEN LALUŚ ŚMIAŁ TWIERDZIĆ, ŻE MA LEPSZY SPRZĘT ODE MNIE. Wielce
obrażony odpalił Forda Mustanga. Po drodze o mało nie spowodował
wypadku, potrącając bezdomnego z wózkiem.
Pozdrawiam Lupin
Fajny rozdział. Podobał mi się ten początek, igranie z lodem. No i ogrzewanie ciałem... hm... :) Bardzo dobrze poprowadzone^^
OdpowiedzUsuńLubię jak kreujesz Starka, ogólnie piszesz wszystko tak, że mimowolnie się uśmiecham. :) Super.
Dużo weny życzę i pozdrawiam!
Ja poproszę kawę ^-^ Nie pogardzę też wszystkim xD
OdpowiedzUsuńOd czego mogę zacząć? Na początek pragnę ci pogratulować gustu, jeśli chodzi o Marvela. Przyjemnie mi się czytało to opowiadanie, co prawda wdarło się parę błędów i powtórzeń, ale można to wybaczyć z powodu twojego internetowego problemu, no i nikt nie jest idealny, a ja wyznaję zasadę, że nie liczy się jak kto pisze, ale jaki ma pomysł. Muszę powiedzieć, że naprawdę było zabawnie: "Posiedzenie Rady Klozetowej" zostanie w mojej pamięci na zawsze. Aarone wydaje mi się bardzo miła, ale i zagubiona, nareszcie natknęłam się na bloga, gdzie autorka nie próbuje robić z bohaterki drugiej Natashy i za to masz drugi plus (pierwszy za Coldplay w Playliście).
Trzymaj tak dalej, za ten rozdział masz nowego czytelnika, a blog ląduje u mnie w Portalu. No i oczywiście nie muszę mówić, że trzymam kciuki za kawę Steve'a i Marni :3
Jejku, fragment z Harrym był cudowny... uwielbiam retrospekcje z nim, oby ich więcej było! Co prawda mam wątpliwości, co do zachowania Marni, wobec Harry'ego. Skoro Osbourne ją onieśmiela, to troche dziwne jest to, że tak po prostu się przy nim rozebrała. Scena oczywiście bardzo mi się podobała, była obłędna :D
OdpowiedzUsuńBłędów troche było, powtórzenia, przecinki w dziwnych miejscach albo ich brak.
Naprawde fajnie przedstawiasz bohaterów, ale nie jestem pewna czy przedstawienie charakteru Kapitana jest wiarygodne. Inne postacie są dobrze odwzorowane, zwłaszcza Tony, który razem z Wayne'em mnie rozbrajają.
Nie pozostaje mi nic, po za czekaniem na następny rozdział i spotkanie Kapitana z nasza główną bohaterką.
Pozdrawiam!
Powiem ci że tekst poprawiała mi nauczycielka polskiego z wieloletnim starzem ;)
UsuńNo ok, widzę, że to ktoś doświadczony, nie umniejszam jego zasług czy umiejętności.
Usuń-Oj, nie bądź taka sztywna, chodź tu do mnie lód jest gruby!- brak przecinka po ,,mnie".
Zdjęła z niego mokre ubrania zaraz po tym z siebie.- brak przecinka po ,ubrania".
Cóż dziadek jest po zawale, więc nigdy nic nie wiadomo. - brak przecinka po ,,cóż".
Jeśli ktoś lubi grzebać przy tej całej elektronice ,to nie ma mu co przeszkadzać. Ta cała elektronika przejmuje świat i większość rzeczy, jakie buduje Stark też wymaga baterii. -powtórzenie ,,Ta cała elektronika"
Jeszcze gdzieś brakuje przecinków. Nie traktuj tego, jak wredne wytykanie błędów czy próba udowodnienia, że znam się lepiej, bo to nieprawda, również popełniam kupę błędów. Może to po prostu zwykłe niedopatrzenia, zdarza się każdemu. Już się nie będę czepiać :)
Pozdrawiam :)
Pani jest po 50 tak że
Usuńhehehe podobał mi się tekst ,czekam na wiecej
OdpowiedzUsuńHarry nie zachował się zbyt mądrze i szczerze powiedziawszy dziwi mnie jego nieodpowiedzialność i głupota. naraził siebie i dziewczynę na niebezpieczeństwo, bo gdyby i pod nią zawalił się lód to mogliby zamarznąć oboje. Stary, a głupi! I zaskoczyła mnie bliskość jaka ich łączy. W końcu nie każda dziewczyna śpi półnaga koło półnagiego przyjaciela. W dodatku przytulona! Ale nie będę się czepiać. Ich sprawa.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście te dwa zdania o elektronice trochę rażą w oczy. Radziłabym prawić to powtórzenie;) Postać Tony'ego nie wzbudza na razie mojej sympatii, bo wydaje mi się być zbyt zapatrzony w siebie. No i to pędzenie samochodem. Mógł trochę bardziej uważać na tego bezdomnego! Mimo to w tej postaci jest coś co intryguje.
Pozdrawiam i życzę weny!
A w wolnej chwili zapraszam Cię do siebie na kryminalno-przygodowe opowiadanie. ;)
sila-jest-we-mnie.blogspot.com
Cześć z Harrym podbiła moje serce. Idealnie opisana i wykreowana. Pozazdrościć ;)
OdpowiedzUsuńA cały rozdział równie cudowny. Jedyne co, to Twój Tony mi trochę nie podpasował. Reszta bez zarzutów. I muszę też przyznać, że prawie żadnego błędu nie dostrzegałam ;)
Pozdrawiam,
Viv