środa, 13 maja 2015

XII Hector-Wektor

~*~Aarone~*~
Łaziłam w kółko bez przerwy. Miałam ochotę się rozbeczeć i siedzieć w kącie bez powodu. Brałam leki, więc żadnych ataków i płaczów… nigdy więcej! Zrobiłam coś, na co bym się nigdy nie odważyła. Miałam wrażenie, że gdy go całowałam, to byłam naćpana. Mały Hector przypatrywał mi się, siedząc na krześle i bujając się na nim.
 
- Hector, nie bujaj się na krześle! - burknęłam, robiąc kolejne kółko na podłodze. Chodziłam - nie myślałam, stałam - myślałam i jakoś mi tak ciężko na sercu było. Bałam się, że to nic nie znaczyło, a co gorsza, że mogłam się w min zakochać? Jeśli tak, to strzelę sobie w głowę. Nie chciałam zbliżać się do ludzi, niszczyć tego, co być może stałoby się silne. Westchnęłam głośno i oparłam głowę o kanapę, która stała pod ścianą. Salon i kuchnia były jakby jednym pomieszczeniem, połączonym jedynie ścianą i podłogą. Dziadek spał, co się dziwić… w końcu było popołudnie. Wzięłam parę dni wolnego, aby zająć się moim nowym przyszywanym synkiem, któremu nadałam imię. Przyzwyczaił się, normalnie funkcjonował, jak normalne trzyletnie dziecko. Spał i nagle obudził się w moim domu, kto by się nie zdziwił? Przez głowę przymykały mi różne obrazy ale najwyraźniejszy to wzrok Harry'ego, gdy ten kretyn Eddy nadział go na te ostrza. Jego rdzawy kolor oczu utkwił we mnie, kiedy przez ten krótki moment jego wzrok spoczął na mnie. Oboje wiedzieliśmy, co to oznaczało. Nie wiem czemu, ale nagle zamiast Osbourna zobaczyłam tam Steve’a, jak patrzy na mnie tymi swoimi błękitnymi ślepiami. Zamknęłam oczy i zwinęłam się w kłębek. DLACZEGO DOROSŁE ZYCIE MUSI BYĆ TAKIE TRUDNE?! … Mniejsza, dziadek twierdzi, że duchem wciąż jestem czterolatką z Gżacka. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać, miałam tak poszarpany humor, że chyba bardziej gorszy być już nie mógł.
 
- To dla ciebie, mamo - Chłopczyk podał mi rysunek, na którym trzymał mnie za rękę. Mimowolnie na mojej smutnej twarzy pojawił się uśmiech. Powiedział do mnie mamo. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek to od niego usłyszę. Łzy cisnęły mi się do oczu, myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Patrzał na mnie i uśmiechał się.
 
- No chodź tu, synku - powiedziałam przez śmiech, tuląc chłopczyka z lekko kręconymi włosami do piersi. Były takie miękkie i pachnące, i ciemne jak moje. Czułam, jak Hector słucha mojego cichego rytmu serca tak, jakby okazał się dla niego kojącą melodią. Objęłam go i pocałowałam w czółko. Był taki słodki i grzeczny, nie psocił, nie przynosił problemów i był bardzo pomocny. Jak dla mnie, trochę za szybko się zaaklimatyzował, ale jeśli naprawdę mu się tu podoba, to nie mam nic przeciwko. Dziwiło mnie tylko to, że tak szybko zapomniał o przeszłości i nazwał mnie mamą. Mój humor od razu się poprawił. Blady uśmiech błądził na mojej twarzy, jednak myśli wciąż krążyły wokół deszczy, parku i... Rogers’a. „Niech to” wulgaryzowałam w myślach. Od tej pory musiałam okłamywać i Hectora, i Steva. Przyswoiłam sobie, że prędzej czy później będę musiała pogadać z nim o tym. Jak to powiedział Ducard: „Nic się nie dzieje przypadkiem, wszystko jest już z góry zaplanowane”, a ja mu na to za każdym razem: „Jeśli tak, to ten z góry mnie nienawidzi". Taka była prawda, praktycznie nic dobrego w życiu mnie nie spotkało, prócz paru cudownych chwil z Harrym. Teraz miałam szansę zacząć od nowa, otworzyć się na bliskich, których mam pod ręką. Rogers nie wiedział, że wiem kim jest, że po nocach próbuje mi tą swoją głupią tęczową tarczą ściąć mi głowę. To też mnie martwiło - jednego dnia ślinię się do niego, a innego jestem kotkiem, bawiącym się z nim dosłownie w kotka i myszkę Nie tolerowałam tego, co było nudne i przelotne, a pocałunek ze Stevem był inny niż to wszystko. Byłam gotowa w tamtym momencie, co być może do niego czuję, nic nie czuję, nic. Spojrzałam w sufit.
- Jasna cholera - mruknęłam przeciągle, ziewając jednocześnie. Pomyślałam, że spacer dobrze zrobi nam obojgu. Napisał kartkę i przykleił do lodówki, żeby znów nie marudził, że jak się bawię, to po sobie nie sprzątam i gliny urządzą sobie polowanie.
-To co, chcesz się pobawić na placu? - Uśmiechnęłam się do niego, pomogłam mu się ubrać i oboje pomaszerowaliśmy w stronę placu zabaw niedaleko kamienicy.
 
~*~Steve~*~
 
Uderzałem w ten cholerny worek kolejny raz z rzędu, raz mocniej, raz słabiej. Nie mogłem się skupić, miałem mętlik w głowie, wszystko mi się mieszało i tworzyło niejednolitą masę. Zastanawiałem się, ile czasu nie będziemy się do siebie odzywać, ja i Marni. Milczeliśmy oboje, nawet jej nie widziałem. Wychodziła rano i wracała późnym wieczorem. Czasami widziałem, jak siedziała przy stole z tym małym chłopczykiem. Uśmiechała się, wręcz śmiała, kręciła nim, całowała w czoło i robiła kanapki na kolację. Czasami żałowałem, że nie mam u boku takiego kogoś jak ona, kogoś kto co rano dawałby mi buzi i żegnał, kiedy szedłem do pracy, radośnie witał z gotowym obiadem, gdy wracałem z pracy i w ogóle towarzyszył w te lepsze i gorsze dni. Kogoś, z kim można porozmawiać, wyżalić się, a w szczególności kogoś kto mnie zrozumie. Niełatwo jest znaleźć wspólny język z kimś takim jak ja - starym, ale jeszcze żywym Stevem Rogersem, a ona wydawała się być idealna na to stanowisko. Może gdyby to wszystko potoczyło się inaczej, kto wie, o czym bym teraz rozmyślał. Po tym jak... całowaliśmy się w parku, odprowadziłem ją pod same drzwi Wayne Tower. Swoją drogą, co do Wayne’a. Oczywiście Tony wrócił, zgrzytając zębami. Jego ułożone włosy przypominały teraz igły jeża. Zawsze, gdy były spotkania Rady Wayne Enterprises i Stark Industries, Bruce zachowywał się przyswoicie i nie dawał się sprowokować takiemu czubkowi jak Stark. Podziwiałem go, że wytrzymywał z nim w jednym pokoju całe kilka godzin robiąc sfinksa. Mina Tony’ego, gdy widział twarz Bruce’a Wayne’a na pierwszych stronach gazet była bezcenna. Wybiła godzina siedemnasta, postanowiłem odwiedzić Peggy, już dawno do niej nie zaglądałem. Przebrałem się i spakowałem, nie miałem do niej aż tak daleko. Może ona była mi wstanie coś poradzić, ale nie chciałem jej skrzywdzić tym, że „polubiłem” inną. Wiedziałem też, że jest ona jedyną osobą która mnie rozgryzie.
 
~*~
 
- Chciałem właściwie prosić cię o radę, mam problem z pewną dziewczyną. - Wbiłem wzrok w podłogę, wciąż zastanawiałem się, czy jej o tym powiedzieć. Musiałem w końcu o niej za pomnieć, pomimo że kiedyś ją kochałem. Wciąż miałem przed oczyma tę młodą Panią Kapral z czerwonymi ustami, wpatrującą się we mnie z surową twarzą, ale i nasz pocałunek 70 lat temu.
 
- Fanka? - Peggy zaśmiała się i ostatkiem sił uśmiechnęła do mnie. Widziałem jak starała się przypominać chociaż trochę tę pełną wigoru kobietę, co kiedyś. Widziałem, jak cierpi, patrząc na mnie, że znów nie może być młoda. Obydwoje wiedzieliśmy, że to, co było kiedyś między nami, nie miało już prawa być. Przynajmniej tak mi się zdawało.
 
- Nie... sąsiadka, Marni Ray. Problem w tym, że...
 
Nie dała mi skończyć. Szybkim, szorstkim i zdecydowanym tonem powiedziała:
 
- Jest bardzo skrytą i tajemniczą osobą, jest trudniejsza do zrozumienia niż jakikolwiek labirynt czy logogryf.
Czyżby znała moją sąsiadkę? Miałem tyle pytań w tej kwestii. Może dzięki niej poznam Marni bliżej, cokolwiek się o niej dowiem. Rzeczywiście! Była bardzo skryta i zamknięta w sobie, jednak przez ostatnie wydarzenia miałem wrażenie, że stała się bardziej otwarta na świat, a nasz pocałunek mnie w tym utwierdził. Odnosiłem wrażenie, że Peggy jest trochę zazdrosna, ale to niemożliwe, żeby moja urocza sąsiadka i ona się znały.
 
- Skąd znasz Marni? - spytałem niepewnie.
Jej oczy zapłynęły ogniem, a na polikach pojawiły się rumieńce. Po jej minie zrozumiałem, że momentalnie zrobiła się zła. Kiedyś jej mina mogła pozostać pokerowa, teraz każda emocja była jasna. Nie sądziłem, że jest zazdrosna, nie sądziłem, że może być zazdrosna. Odetchnęła i spojrzała mi w oczy. Nie święciło to nic dobrego
 
- Jest moją prawnuczką. Moja wnuczka Lily zginęła przez jej głupiego męża, który doprowadził ich wszystkich do śmierci. Ona jest taka sama jak jej ojciec. Nie boi się konsekwencji. Kocham ją, ale cokolwiek jej powiem, ona tłumaczy to na swój destruktywny język!! – wrzasnęła, a raczej pisnęła, uderzając pięścią w stolik. Łzy popłynęły jej po policzkach i spojrzała w stronę okna. - Moja mała Lily... Dopiero co widziałam ją w ogrodzie, jak biegła. - Peggy zacisnęła powieki i zaczęła szybciej oddychać, po chwili z jej piersi zaczął wydobywać się szybki świszczący oddech. Natychmiast się poderwałem i zawołałem jakąś pielęgniarkę. Usiadłem na krześle i wciąż powtarzałem „Lily”. To coś znaczyło. Ojciec Marni, matka Marni - to musiało coś znaczyć. Szybko wyjąłem telefon i zadzwoniłem do T.A.R.C.Z.Y. chciałem się dowiedzieć czegoś o „Lily”.
 
~*~
 
- Znajdź mi informacje o Carterach, całej rodzinie, a szczególnie prawnuczce Peggy - Lily.  
Mały mężczyzna wpisał parę danych i wpatrywał się w nazwisko, które widniało przy zdjęciu młodej kobiety o ciemnych włosach i zielonych oczach. Wyglądała na szczęśliwą.
 
- Lilianne Anabelle Carter, mężatka, z nazwiska męża Ray, matka ósemki dzieci, siedmiu chłopców i jednej dziewczynki, nie żyje od dwudziestu lat, przyczyna śmierci nieznana, nieznana od dnia ślubu z James’em Ray’em
Ray.. znałem to nazwisko. Kojarzyłem je, pamiętałem. Musiałem usiąść, przyswoić to wszystko powoli. To nie mogła być matka Marni, skoro NOSIŁA NAZWISKO Ray, jej dziadek też.
 
- Wygooglować Jamesa Ray’a - mruknąłem, wciąż analizując to, co mi powiedziała Peggy i to, co przed chwilą usłyszałem. Nic się ze sobą nie kleiło. Wszystko zadawało się być inne niż było w rzeczywistości. Musiałem pogadać z Peggy, Panem Rayem, z kimś kto cokolwiek by wiedział. A jeśli Marni skrywa tajemnicę, o której nie wie nikt? Ale to się nie zgadzało.
 
- James Eneasz Ray, urodzony 1959 w Jakucku, Syn Severusa i Marie Ray. Żonaty z Lilianne Carter, miał ósemkę dzieci - siedmiu chłopców i jedną dziewczynkę. Wiadomo, że miał styczność z KGB. Po wyjeździe z Londynu nie wiadomo co się z nim stało, wiadomo zaś, że 5 listopada 1983 znaleziono jego zwłoki i jego dzieci w jednym z domów w Gżacku. Ciekawostką jest to, że ciała dziewczynki nigdy nie odnaleziono.
 
Mężczyzna obrócił się stronę kobiety siedzącej po jego lewej. Miała krótkie, rude włosy i zielone oczy, które zamiast na mężczyznę, wpatrywały się w komputer. Wciąż niezbyt wierzyłem w to, co zobaczyłem i usłyszałem. To byli rodzice Marni? Chciałem prawdy, nie kłamstw, nie mogłem się zakochać w dziewczynie, która kłamała. Nie wiem, czy ją kochałem, czy było to tylko tymczasowe zauroczenie. Rubeus, mój przyjaciel, był pradziadkiem Marni. To wszystko zaczęło się kleić. Wystarczało, że Marni to potwierdzi, że nie skłamie.
 
 
~*~Aarone~*~
 
Hector biegał po placu bardzo szczęśliwy. Bawił się z innymi, rozmawiał, kopał w piaskownicy i dokazywał, jak to dziecko. Dziwnie się czułam, siedząc wokół tych wszystkich mam i wpatrując się w swoją nową pociechę. Obserwowałam to wszystko jakby w zwolnionym tempie. Matki rozmawiały ze sobą na różne tematy, o tym jakie to wyjątkowe są ich dzieci, jakie to piękne i świetne są. Każda matka kocha swoje dziecko i ma je za najlepsze. Nagle usłyszałam, jak to jedna z matek opowiadała o swojej ciąży i porodzie. Zastanowiłam się nad tym głęboko. Miała kogoś, kogo kochała, komu pozwoliła zostać ojcem swojego dzieciątka. Ja nie miałam tego, tak to ujmę, przywileju. Niektórzy sądzą, że ciąża to jakaś masakra - że bóle pleców, nóg i boleść porodowa to czasami budzące strach uczucie. Między innymi dlatego niektóre kobiety nie decydowały się na ciążę, tylko adoptowały dzieci. Inne mówią, że to najszczęśliwszy czas w ich życiu, że ich mężowe spędzają z nimi całe dnie, opiekując się i dbając o nie. Ja nie miałam wyboru. Zabawne, ja nigdy nie mam wyboru. Teraz, wcześniej, nigdy. Ale nie żałowałam i nie żałuję. Obiecałam Ismenie, że zajmę się jej synkiem, jak tylko będę mogła. Obiecałam. Pokochałam go od pierwszej chwili. Żałowałam często, że i mnie nie spotkał przywilej bycia w stanie błogosławionym przy mężu. Nie raz już przepłakiwałam noce, użalając się nad swoim żałosnym życiem i brakiem gromadki dzieci biegającej po domu. Alfreda i zajmujących czasu panu Normanowi. Przynajmniej kiedyś tak wyobrażałam sobie swoje życie. Teraz? Teraz nie ma już nic, tylko puste nadzieje na przyszłość. Może dziadek miał jednak rację i pora się ustatkować? Mam już dziecko, do szczęścia brakuje mi tylko ktoś, kto będzie mnie zszywał po szamotaninie w sklepie obuwniczym z inną świrniętą laską. Dziwne, jak o tym myślę to nasuwa mi się Rogers. Och, proszę, wszyscy, tylko nie on!

17 komentarzy:

  1. No, no fajny rozdział. Nadajesz temu takiej tajemniczości, ale to dobrze. Lubię zawiłości, dzięki temu Marni wydaję się bardzo intrygująca. Swoją drogą bardzo ją lubię, tak samo jak Steve. Podoba mi się, jak prowadzisz sceny z nim. Super.
    Ciekawe, co tam dla nas szykujesz dalej :). Nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się wiecej ^^. Dużo weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No od 14 rozdziału zaczynamy jazdy. To będzie straszne a jednocześnie nw czemu śmieszne(o bosh śmieje się z własnej twórczości gdzie tu logika?!). W końcu zaczynamy coś zajebistego
      Pozdrawiam Rachel

      Usuń
    2. No to czekam niecierpliwie :) i zapraszam przy okazji do siebie.
      Pozdrówka!

      Usuń
    3. Miło że ktoś tu wpada jeszcze ;) Już lecę czytać u cb
      Rachel

      Usuń
  2. coś pięknego *.*, MAM NADZIEJE, ŻE ZA NIEDŁUGO NASTĘPNY ROZDZIAŁ XD. bo cuś się dziać zaczyna, nareszcie dowiemy się coś o Aarone, matko. Plosieeee o sibki naśtępny loździał PLOSIEEEEE.

    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko next już we wtorek a jutro więzień
      Pozdrawiam
      Rachel

      Usuń
  3. Jestem, jestem! Rany wybacz, że dopiero teraz to komentuję, ale wcześniej jakoś nie zauważyłam. Dziewczyno ja cię zabije za ten koniec, jesteś gorsza niż Polsat XD
    Bardzo mi się podoba ten rozdział, ale coś czuję, że nasza Marni się zdenerwuje za to, iż Steve grzebał w jej przeszłości.
    Chyba nie muszę mówić, że czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aguś! Miło że wpadłaś :0 dziękuję za komentarz. No powiedzmy iż teraz wszystko się skomplikuje i poknoci. Nie wiem jak z tego wybrnę ale ok XD
      Rachel

      Usuń
  4. Błagam, nie zabijaj mnie za me lenistwo i za to, zę nie pozostawiam komentarzy, ostatnio tyle bzdur z reala mi zabiera czas, ze biedne blogi zaniedbuję T_T
    Nawet nie mam czasu by puścić bąka... nie mówiąc o pisaniu własnych opowiadań, cieszę się, ze jednak robia to inni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahaha spoko ;D cieszę się że jesteś ^^
      Biedna ty ehh ten real to zuooooo ;---;

      Usuń
  5. Hej;) Zaprosiłaś mnie, więc jestem, choć nie ukrywam, że trochę mi przykro, że nie skomentowałaś żadnej mojej notki przed dodaniem spamu. No, ale dobra.
    Na początku się pogubiłam. Poprzednia notka to rozdział 3, a tutaj nagle 12 i nie za bardzo wiedziałam o co chodzi. Ale już doszłam do tego. Ciekawi mnie postać Marni. Wydaje się być bardzo tajemnicza, ale jednocześnie ma w sobie coś, co sprawia, że ją polubiłam.No i mam nadzieję, że spotka wreszcie jakiegoś fajnego faceta, bo widać, że aktualne życie nie bardzo jej się podoba.
    Pozdrawiam! ;*

    I zapraszam do siebie;) sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam,już nadrabiam zaległości :)
      Dziękuję za komentarz,każdy podnosi mnie na duchu, mam nadzieję że zostaniesz na dłużej.
      Pozdrawiam Rachel

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz;) Przybywam z pytaniem, czy mam Cię informować o nowych rozdziałach? Będę wdzięczna za odpowiedź u siebie;)

      Usuń
  6. Obleciałam to wszystko kiedyś będąc u babci. To był hardcore, bo tam nie ma Wi-Fi, więc naotwierałam kart przed wyjazdem z domu i przeczytałam jeszcze za czasów, gdy to opowiadanie było na osobnym blogu. Jakiś tydzień czy dwa potem już była ankieta dotycząca przeniesienia w której bodajże nawet oddałam głos. Komentowanie wtedy nie miało więc żadnego sensu. Szukałam tego bloga i szukałam aż w końcu po przegrzebaniu porządnie przeglądarki znalazłam.
    Nawiązanie do Spider-Mana bardzo mi się podoba. Marni - osoba z przeszłością i do tego związana kiedyś z Osbourne'm. Fajnie ujęłaś relacje głównej bohaterki z Hectorem. W zasadzie to czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przykro mi że tak się stało no ale to jednak była dobra decyzja nie żałuję.
    Jak widzisz jest tu większy porządek i moje lenistwo. Ogólnie relacje z Osborne to poprzednie rozdziały, teraz spróbuje się skupić na innej więzi o ile wyjdzie
    Rachel

    OdpowiedzUsuń
  8. Tutaj bardziej mi się podobały fragmenty ze Steve'em niż z Marni. Może dlatego, że nasza bohaterka zajmuje się teraz dzieciaczkiem, a Steve prowadzi własne śledztwo i czekam co ciekawego z tego wyniknie. Mam nadzieję, że będą razem :) Trochę męczy to użalanie się Marni nad sobą, jest silną dziewczyną, więc powinna wziąć się w garść. Choć jej wątpliwości są w sumie słuszne bo jak Pantera walczy ze Steve'm a jednocześnie coś do niego czuje...Eh i co na to poradzić?
    Mam nadzieję, że szybko wstawisz nowy rozdział :) Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. proszę o kontynulacje ;* pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń