czwartek, 22 stycznia 2015

XI Bańka Wstańka

~*~Aarone~*~

Nie spałam całą noc wiedziałam, że za dwie godziny muszę być w pracy. Wyglądałam koszmarnie, byłam cała blada, włosy były w nieładzie, a oczy przypominały sine tunele z workami pod nimi. Bałam się, bałam się tego, co się stanie, gdy dziecko otworzy oczy.Zacznie płakać i chować się w szafie jak ja, gdy miałam 4 lata? Teraz bałam się bardziej, niż, kiedy kol wiek, wciąż miałam wątpliwości czy dobrze zrobiłam przygarniając tą małą sierotkę. To dziecko przypominało mnie i to bardzie niż myślałam. Sierota przygarnięta przez obcych ludzie nie bardzo mu przychylnych. Trzymałam w lekko trzęsących się rękach kawę i obserwowałam jak chłopczyk wtula się w poduszkę, był taki słodki, gdy zwijał się w kulkę. Był bardzo chudy i kościsty. Nie był za bardzo podobny do matki prócz tych oczu te były błękitne prawie jak u... Steve’a. Głupie porównanie. Zaczął powoli się budzić. Wzięłam w ręce misia, który stał na biurku od niepamiętnych czasów chciałam mu go wręczyć, postarać się, aby jego szok przeminął jak najszybciej. Otworzył swoje wielkie lazurowe oczy przecierając je małą rączką. Szybko otrząsnął się ze śpiku i zaczął rozglądać się po pokoju. Jego wzrok spadł na mnie. Zatrzymał się czas oboje wpatrywaliśmy się w siebie a ja nie potrafiłam nic mu powiedzieć, nie wiedziałam, co mu powiedzieć, „Hej mały słuchaj wczoraj ktoś zabił twoją matkę a ona kazała mi się tobą zająć?” To było zbyt brutalne, żeby powiedzieć mu to od tak. W nocy znalazłam kartkę w jego kieszeni była porwana na pół jedyne, co zdołałam z niej odczytać to data urodzin i imię jego matki, miała na Imię „Ismena”. Data urodzin: 28 Luty 2011, czyli miał dokładnie trzy i pół latka. Wstałam i chciałam usiąść obok niego jednak on wierzgnął nogami złapał kołdrę i usiadł w rogu łóżka.

-Spokojnie... Wszystko będzie dobrze... Obiecuję. Ja też się boje. To jest trudne, ale od dzisiaj będziesz mieszkać tu, bo.... Bo źli ludzie zabili twoją mamę- Zdecydowałam, że wole to wydusić z siebie teraz niż potem i będę mieć problem. Spojrzał na mnie jak, by, gdyby nigdy nic. Zaczęłam zbliżać delikatnie rękę, powili, jak do jakiegoś nieśmiałego zwierzęcia. Uśmiechnęłam się do zachęcenia go. Było to trudniejsze niż sądziłam. Chłopiec był bardzo nieśmiały, więc i trudno było go do siebie przekonać. W końcu podał mi dłoń i przysunął się do mnie.-I co nie było tak źle?- Zaśmiałam się jednak on nie podzielał mojego entuzjazmu.
-Jest pani chola...-Wydukał oglądając moją trupią twarz i trzęsące się z nerwów ręce. Nie wieżę, że nawet dziecko to zauważyło. Czyżbym aż tak źle wyglądała? Zapewne, . Było mi niedobrze i to z nerwów, bo bałam się jego reakcji, jego emocji i zachowania, nie byłam teraz pewna niczego on też raczej nie.
-Założę się, że jesteś głodny może chcesz zjeść płatki albo.... Coś-Nie do końca wiedziałam, co jedzą trzy i pół latki. Nie chciałam, aby się bał, chociaż jako takie zombie nie zdziwiłabym się, żeby uciekł z krzykiem. Kiwnął głową i zeskoczył z łóżka. Otworzyłam drzwi w stronę kuchni, pchnęłam go zachęcająco a on tylko obserwował wszystko po kolei pobiegł w stronę krzesła i rozsiadł się chwytając w ręce ołówek i patrząc na mnie zawzięcie. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Miałam teraz w domu brzdąca, który będzie powodował u mnie pewnego rodzaju szczęście. Wyjęłam z lodówki mleko i szybko podgrzałam, dosypałam płatków i podałam mu. Na początku mieszał w nich tylko łyżeczką wydając przy tym jakieś dziwne dźwięki, po czym spojrzał na mnie z ukosa i zaczął pałaszować ze smakiem cynamonowe płatki. Podparłam głowę ręką nie mogąc się nadziwić temu chłopcu był inni niż wszyscy. Spojrzałam na zegarek:
-O W DUPĘ! ZNÓW JESTEM SPÓŹNIONA- Mały aż poskoczył a z pokoju wytargał się dziadek spoglądając na chłopca.Złapałam za ciuchy leżące na krześle, (które dość niedawno prasowałam).I trzasnęłam drzwiami od łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wymalowałam się i wybiegłam trzymając w rękach szpilki.
-Nie drzyj się tak jest w pół do ósmej. O witaj mały, Aarone jak on ma w ogóle na imię?- Zaspany dziadek w okularach trzymał gazetę a w drugiej kawę ziewną przeciągle, po czym spojrzał na wciągającego płatki chłopca. Nie wiedziałam nawet ja mu na imię tylko wiek i imię matki. Dziadek wydawał się być wyrozumiały dla nowego lokatora naszego domu.
-Nie wiem, ale podoba mi się imię Hector- Uśmiechnęłam się i wybiegłam na korytarz. Chłopczyk pokiwał głową z aprobatą. Dziadek twierdził, że MAŁY nie pamięta jak się nazywa. Jak na niego przystało przesłuchanie musi być?
-Im się człowiek śpieszy tym się diabeł cieszy. Dzień dobry 7C-Znikąd na drogę wyszedł mi Rogers. Potknęłam się o chodnik sąsiada obok i poleciałam jak długa ze schodów. Uderzyłam głową o ścianę. Moje czarne szpilki potoczyły się gdzieś dalej. Zauważyłam, że za korytarz wyleciał dziadek a zaraz obok niego mały Hector. Zbiegł ze chodów i złapał mnie za rękę jego błękitne oczy spotkały się z moimi srebrnymi. Przytulił się do mojej obitej głowy, co mnie mile zaskoczyło. Steve natychmiast się poderwał i podbiegł do mnie-Nic ci nie jest? I, co to za słodki maluch?- Uśmiechnął się patrząc na chłopczyka, który nie odrywał wzroku od krwawiącego czoła.
-Pomóż mi wstać, a to jest Hector- Jęknęłam przykładając chusteczkę do rany- Hector idź do dziadka i skończ śniadanie okay?- Ucałowałam go w czółko a on w swoich Gołych nóżkach pobiegł po schodach do domu chowając się za dziadkiem. Steve śledził wzrokiem chłopczyka aż zniknął za dziadkiem Severusem. Włożyłam szpilki a mój sąsiad pomógł mi dojść do samochodu- Dzięki-Jęknęłam uśmiechając się przy tym szeroko
-Nie ma sprawy, zawsze do usług-ukłonił się lekko-Z tego, co wiem twój szef i Stark mają dziś spotkanie dotyczące projektu jądrowego, nic specjalnego, ale pomyślałem czy?..
-Z chęcią, to o czternastej w Kawiarence naprzeciw Stark Tower? –Cały czerwony mięśniak kiwną głową zawstydzony. Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam z piskiem opon w stronę Wayne Tower i tak byłam już spóźniona. Zastanawiałam się czy dobrze wybrałam idąc w tym kolesiem na kawę, ”Aarone spokojnie ty tylko kawa” powtarzałam sobie w duchu. Wciąż zastanawiała mnie reakcja „Hectora” na mój wypadek. Ucałował mnie w czoło-być może nawiązaliśmy jakąś więź? Trudno stwierdzić..
~*~Steve~*~
Miałem mieszane uczucia, co do decyzji Marni. Powiedziała to szybko tak jak, by chciała mnie spławić. Cały dzień o tym myślałem. Natasza stwierdziła, że jestem jakiś nieobecny. Prawie cały dzień przesiedziałem w swoim gabinecie przewracając między palcami kostkę Rubika, nie wiem czy z nerwów czy innych przyczyn. Zastanawiałem się, co powiedzieć, żeby nie strzelić gafy. Marni była jedną z osób, z którymi miałem bliższy kontakt nie licząc Fury’ego i Avengers. Na swój sposób była wyjątkowa, uparta, niedostępna i momentami dziwna, ale i urocza oraz opiekuńcza. Była skryta, ale rozumiałem ją, straciła najważniejszą osobę w jej życiu i zamknęła się w sobie. Bała się innych ludzi, ale nie chciała tego pokazywać. Denerwowała się przy mnie, ale i czasem śmiała się z moich żartów trudno było ją rozgryźć, jej uczucia to była jedna łysa enigma. Siedziałem przy stole, co jakiś czas spoglądając na zegarek. Stark tak po prostu przeszedłby przez salę, gdyby nie to , że kręciłem młynki i gapiłem się w ścianę. -Hej kapitanie coś ty taki pod znerwicowany hmmm? Jakieś plany na wolne godziny? Ja tam przy odrobinie czasu mam zamiar spędzić miły wieczór z panną Ray wyciągając ją z nory, w której zamknął ją ten sierota Wayne-Stark wyszczerzył zęby i puścił i oczko akcentując na „uroczy”. Domyślałem się, że miał w planach uwieść panienkę Ray i zaciągnąć ją do łóżka jak na niego przystało jednak to było mało prawdopodobne. Marni prędzej dałaby mu siarczystego policzka i pozbawiła genitalii niż dałaby się dotknąć niżej miednicy.
-Muszę zepsuć ci humor Tony ja i panna Ray idziemy dziś na kawę, więc niestety, ale nie przelecisz jej jak ty to mówisz –Odwzajemniłem uśmiech spoglądając na jego zdziwioną twarz jednak on wciąż nie dawał za wygraną i drążył ten nieszczęsny temat.
-Ej moment zaraz a ty coś się tak do niej przykleił, co? Ja ą pierwszy zaklepałem a użytków nie przyjmuję-Parsknął dziwnym śmiechem. To jego zboczone towarzystwo przestawało mi coraz mniej opowiadać, a tym bardziej, kiedy mówił o mojej sąsiadce, nie miał za grosz przyzwoitości. Wywróciłem oczami, po czym westchnąłem.
-Nie przykleiłem się do niej po prostu chronię ją przed takimi jak ty –Burknąłem niedbale.
-Oj czaisz się, nie minie kwartał a ty z nią wylądujesz w łóżku-Z wielkim uśmiechem na ustach powędrował w stronę windy, ja też musiałem się powoli zbierać zaraz druga.




~*~
 

Kiedy rozglądałem się wokoło po budynku nie mogłem nigdzie dojrzeć szefowej działu „Nauk Stosowanych” w Wayne Enterprises. Zająłem ostatnie miejsce z tyłu i wpatrywałem się w ulicę za oknem. Ruch jak zwykle, nic tylko przejeżdżające auta nagle zadzwonił dzwoneczek przy drzwiach. Młoda niewysoka kobieta na wysokich czarnych szpilkach w miniówce szła w moją stronę. Uśmiechała się lekko. Wyglądała jakoś tak, inaczej niż zwykle nie licząc stroju, uśmiechała się, była w dobrym humorze.Krótkim dumnym krokiem kroczyła w moją stronę. Po, mimo że na szpilkach była wiele wyższa niż normalnie to i tak do mnie dużo jej brakowało. Przez chwile widziałem ją jak, by w zwolnionym tempie. Jej grube kasztanowe włosy podskakiwały z każdym krokiem, srebrzyste oczy błyszczały patrząc się we mnie, krwiste usta i podkreślone kredką oczy wyróżniały się. Gdyby nie to , że wiedziałem, że ma przerwę w pracy to inni uznaliby ją za ladacznicę. Wiele męskich jak i damskich oczu zwróciło się w jej stronę. Małe rozcięcie na czole, mimo że zapudrowane wciąż były widoczne.
-Cześć-Usłyszałem jak, by przez mgłę. Otrząsnąłem się z tego niemałego transu. Usiadła naprzeciw mnie szukając czegoś w torebce-Mamy całe dwie godziny, podejrzewam, że wypicie kawy zajmie nam nie więcej, niż 15, więc defakto mamy godzinę i czterdzieści pięć minut na inne zajęcia-Rozsiadła się na fotelu i spojrzała na mnie. Zatkało mnie, nie wiedziałem, co powiedzieć. Ona taka wyluzowana i uśmiechnięta? Gdzie to napisać? Miałem wrażenie, że to nie ta sama osoba, co kilka miesięcy temu, zapłakana chora i smutna. Po części przeraziło mnie to jednak z drugiej cieszyłem się, że Ray znalazła spokój ducha. Wstąpił w nią nastrój wesołka
-Hej ty... Nieważne zmówimy coś?- Uśmiechnąłem się do niej a ona od razu to Odwzajemniła.Ani na chwilę nie nastąpiła niezręczna cisza. Rozmawialiśmy ze sobą jak starzy znajomi, przez jakiś czas odnosiłem wrażenie, że osoba, z którą rozmawiam to nie moja nieśmiała sąsiadka spod 7C. Kelnerka przyniosła nam kawę, po czym odeszła śmiejąc się pod nosem. W miłej przyjaznej atmosferze spijaliśmy kawkę z bitą śmietaną. Nagle grupka dzieci idąca za oknem spojrzała na mnie i wleciała do lokalu z kartkami prosząc o autograf. Machnąłem szybko podpis i popędziłem Marni, aby szybko ubrała kurtkę, bo zlecą się ludzie. Kiedy wychodziliśmy życie w kafejce zamarło, ludzie poderwali się i rzucili w naszą stronę? Szarpnąłem lekko moją towarzyszkę i przyśpieszyliśmy kroku. Zaczął padać deszcz. Odwróciła głowę i stwierdziła, że chyba ich zgubiliśmy. Byliśmy w jakimś parku. Jej makijaż lekko się rozmazał, ale po, mimo to wciąż wyglądała ślicznie. Zatrzymaliśmy się pod wielkim drzewem, które nie przepuszczało kropli wody. Spojrzeliśmy oboje na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
~*~Aarone~*~

Te jego przenikliwe błękitne oczy patrzały na mnie z takim zainteresowanie miałam wrażenie jak, by czas się zatrzymał. Deszcz padał sobie, było tak spokojnie i nikogo tam nie było. Byłam bliżej niego niż powinnam, nie zgłaszałam sprzeciwu nie potrafiłam. Delikatnie kciukiem otarł krople zimnego deszczu z mojej twarzy, chłodny dreszcz przebiegł moje ramiona. Poprawiłam kołnierz od jego kurtki. Nawet Nie wiem, kiedy to się stało, nachylił się do mnie i pocałował. Deszcz lał coraz mocniej, ale to nam nie przeszkadzało. Miałam wrażenie, że nagle coś we mnie pękło jakaś bariera, która hamowała mnie od świata nigdy nie sądziłam, że od śmierci męża będę się całować a tu proszę. Był delikatny nie śpieszył się. Wszystko zawirowało. Sprawiło wrażenie jak, by po latach ponownie odzyskało barwy. Ptaki zaczęły śpiewać, woda zaczęła chlupotać trawa zrobiła się zielona a deszcz stał się ciepły. Chciało mi się płakać a jednocześnie krzyczeć z radości. Ale coś mnie hamowało wiedziałam, że to może być tylko przelotne. Nie mogłam zaufać, by znów stracić to za bardzo bolało. To tak bardzo bolało, aż za bardzo. PO chwili uświadomiłam sobie, co zrobiłam, całowałam się z samym Kapitanem Ameryką

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam serdecznie wszystkich czytających ten bardzo kreatywny szajs(od ostatniego rozdziału tak oceniam swoją twórczość) w rozdziale 11.Serdecznie pragnę pozdrowić Anonima który stwierdził że nie umiem pisać. To prawda mam problemy z interpunkcją ale wciąż nad sobą pracuje. Moi czytelnicy wiedzą że staram się jak mogę i starają się zwracać mi uwagę i radzą kiedy to jest potrzebne. Nie zdziwiłabym się gdyby stwierdzono u mnie dysortografię albo to że ze mnie ortograficzny debil(jak zwał tak zwał). Publikować będę i żaden baran spod rynny nie będzie mi zabraniał ani pisania ani dzielenia się tym ze światem.Jeśli wam się to nie podoba oczywiście w ciągu 24 godzin wszystkie moje blogi mogą z niknąć jednak nikt jeszcze o to nie poprosił.Dobra koniec o chojrakach walących z anonima (co nie oznacza że zabraniam pisać z anonima ,uchroń boże po to dałam tą funkcję). Przepraszam wszystkich za moją aktywność na waszych blogach.Ostatnio kiepsko z mną,wymiotuje,gorączkuje,kicham,kaszle i wszystko na raz.Ehhh do dupy z taką robotą.W wielkich bólach poprawiłam to o to "to" .Dobra tyle ewangieli i widzimy się w kolejnych rozdziałach.

Pozdrawiam Rachel

8 komentarzy:

  1. Super rozdzialik i ogółem opowadanie :3 Czekam na następne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) staram się aby wychodziły jak najkreatywniej(nw czy jest takie słowo ale ok xd)

      Usuń
  2. Bardzo piękne opowieści piszesz, widzę w przyszłości książki z twoim Imieniem i Nazwiskiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! I wreszcie randka,to mi sie podobalo. Niby tak spokojnie,przyjacielsko a jednak na koniec weszli w sline

    Dalas chlopcu na imie jak moja kumpela dala psu,to mnie rozwalilo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie imię tak mi się cholernie spodobało po obejżeniu 4 części piratór z karaibów. Tak się nakręciłam na to imie że specjalnie o 3 nad ranem włączyłam lapka i poprawiłam XD.
      Pozdrawiam Rachel

      Usuń
  4. Jeeej... Taka końcówka! Uwielbiam! Rozmarzyłam się na dobre. Pięknie to opisałaś, podobało mi się...
    Steve^^...
    Dużo weny, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ;) tak się zastanawiałam czy nie za ckliwie aaaaaaale wyszło jak widze ok ;P

      Usuń