środa, 17 września 2014

Prolog

Helloł dziś robimy wjazd z prologiem.Przepraszam za spóźnienie ale miałam wymienianego kompa(windows 7 ^^) i wgl internet zmieniam.Bez przedłużania zapraszam do czytania ;)

Ducard
*Marni*
„Jeszcze tylko kilka strzałów i gotowe, lewy prosty, prawy sierpowy. Nie można przecież wypaść z formy. Każda partia musiała być wykonana z najdrobniejszymi szczegółami, każdy ruch musiał być płynny jak woda w rzece.  Wszystkie wspomnienia związanie ze szkoleniem przyprawiały mnie o dreszcze. Ducard nie był zbyt łaskawym nauczycielem. Karał za błędy,  sukcesów nie chwalił. Dopiero na koniec usłyszałam: Jesteś potężna,  uważaj tylko by te słowa nie dodała ci piór. Czegoś takiego  się nie zapomina a wypowiedział je sam Ra’S Al Ghul.  Moim mentorem a jednocześnie przyjacielem był  jego zastępca  Ducard.  Rozstaliśmy się jakieś 8 lat temu, od tamtej pory go nie widziałam. Był to człowiek tajemniczy,  skryty, a  jednocześnie wyrozumiały. Ze wszystkich kadetów najbardziej pilnował mnie (mam nadzieję że nie z powodu tego że byłam jedyną dziewczyną podczas szkolenia).
Le Ja
Za dnia miła grzeczna dziewczynka pracująca w firmie „Wayne Enterprises” na stanowisku szefa działu nauk stosowanych. W tych wszystkich chorych serialach zazwyczaj ktoś zalicza sekretarki albo  coś.  Ja co prawda byłam  uzbrojona w cierpliwość na takie sytuacje.
W nocy byłam innym człowiekiem. Noc była moją przyjaciółką, schronieniem które pozwalało na wszelkie wyskoki. Nikt nie mówił mi co jak i gdzie mam robić. Krótko mówiąc nocą byłam panią swojego losu, a nazywano  mnie „Złota Pantera” - Największy złodziej w New Yorku. Dziwie się że ta cała żałosna T.A.R.C.Z.A. jeszcze mnie nie znalazła no cóż jestem po prostu dyskretna , szybka i zbyt profesjonalna na jakikolwiek błąd ale to już wiecie. Zazwyczaj mój dzień wygląda inaczej niż dzień zwykłego człowieka. Od 7:00-18:00-Robota,  18:00-22:00 -Trening,  22:00-1:00- Malutki zarobek ^^. Tak to mniej więcej wygląda. Moje krótkie rozmyślanie przerwał dźwięk dzwoniącego  telefonu  „Paul Atrocity - We Going  On”.
-Marni mogę wiedzieć ile jeszcze mam na ciebie czekać?  Jest już 23:28 a ciebie jeszcze nie ma - Głos zdenerwowanego dziadka wskazywał na to że jeśli w ciągu kolejnych 30 min nie zjawię się w domu to zrobi się nie ciekawie.
-Tak późno? Przepraszam nawet nie zauważyłam - Koniecznie musiałam się z tego wyplątać. Jedyną rzeczą jakiej dziadek nienawidził to spóźnianie się,  a mi się to baaaaaardzo często zdarzało.
-Czekam na ciebie . . .
-Tak tak wiem w domu zaraz będę-Szybko się rozłączyłam i zebrałam swoje rzeczy do torebki. Dziadek i te jego uwagi ehhh jestem dorosła mam 23 lata a on wciąż traktuje mnie jak małą dziewczynkę.’
Wróć o 22:00 do domu; Nie rozmawiaj z nieznajomymi; Staraj się patrzeć też na cenę, nie tylko na jakość... Bla bla bla... Tak przedrzeźniając dziadka nawet nie zauważyłam że zaczęło kropić. No świetnie jeszcze to - Mruknęłam pod nosem i ruszyłam żywszym krokiem. Przeszłam już trzy przecznice kiedy ktoś szarpnął mnie za bluzkę.
-A dokąd to panienka się tak śpieszy hm? Dziwne że taka bezbronna dziewczyna się szlaja po tak obskurnych ulicach - Szepnął nieznajomy - Chodź zabawimy się mała szmato.
-Puszczaj mnie dla własnego bezpieczeństwa!!! - wrzasnęłam bardzo głośno. On tylko się zaśmiał  i zaczął szarpać mocniej zdzierając ze mnie skórzaną kurtkę - Dobra, dla Ciebie właśnie kończy się dzień dziecka!
Szybko wyślizgnęłam się z jego obleśnych łapsk i sprzedałam mu kopa w miejsce  gdzie słońce nie dochodzi. Z ciemnych uliczek wyszło jeszcze dwóch zbirów którzy już wyciągali do mnie swoje łapy.
-Nie z takimi miałam już . . .
-Hej wy zostawcie ją - Do moich uszy dobiegł ( chyba ) znajomy głos miałam wrażenie że gdzieś już go słyszałam, tylko nie miałam pojęcia gdzie . . .

Moja historia jest długa, skomplikowana i dość nietypowa. Większość  tych zdarzeń jest już za mną na całe szczęście. Do niektórych rzeczy naprawdę nie chce wracać, bo wpadam w złość albo chce mi się ryczeć. Kolejne uderzenie w worek, kolejne łzy i kolejne krople potu wylane. Nie robiłam tego żeby schudnąć albo coś, po prostu był to jedna z wielu rzeczy jakie były wpisane w mój harmonogram dnia, jednocześnie była to idealna okazja do tego, żebym mogła wyładować swoje negatywne emocje. 

4 komentarze:

  1. Brawo! Świetny początek historii. :)
    Jestem usatysfakcjonowana, ponieważ zapowiada się naprawdę ciekawie. Twoja bohaterka jest interesująca i myślę, że na pewno ją polubię... :)
    Oby tak dalej.
    Zapraszam przy okazji do siebie na ogien-i-lod.blogspot.com - pojawił się rozdział 5. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm....takiego poczatku jeszcze na blogach nie grali, no no no...
    zapowiada się interesująco.
    Ciekawi mnie kto tam ją uratował [niech zgadnę księciem na białym kuniu jest Steve xD- ale oczywiście nic nie wiem xD]

    pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie to połączyłaś, na początku myślałam, że może się to nie udać, ale to wszystko bardzo do siebie pasuje.Aż jestem pozytywnie zaskoczona. Czekam na pierwszy rozdział :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż. Tylko czekać na naszego kochanego Kapitana, bo prolog jest napisany świetnie :)
    Czekam na kolejne rozdziały <3

    Pozdrawiam
    Ress

    Zapraszam także na http://the-first-avenger.blogspot.com/
    Rozdział VI

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń