- Hej, ty, marzycielko, nie masz może ochoty mi pomóc? Jesteś Jade, co nie? - Patelniak wychylił swoją wielką głowę z okienka, czyszcząc talerz.
Jade oprzytomniała. Spojrzała w ołowiane oczy Patelniaka i pokiwała nerwowo głową. Stęknęła i wstała, prostując kręgosłup. Strzepnęła niewidzialny kurz ze spodni i przeskoczyła przez bramkę dzielącą ją od Patelniakia. Gdy była blisko niego, czuła się taka maleńka. Brunatne niczym drzewa z mrocznego lasu oczy Patelniaka połyskiwały od światła padającego przez okno, a raczej otwór w ścianie, który można było uznać za okno. Na niebie nie było chmur, nie było ani za ciepło ani za zimno, nigdy nie padało. Gdyby nie to, że wymazano im wspomnienia i oderwano od przeszłości, nie pomijając faktu utknięcia w środku olbrzymiego labiryntu, można by uznać to za pewnego rodzaju raj. W żaden logiczny sposób dziewczyna nie umiała sobie wyjaśnić tego defektu. Przeczesała swoje ciemne i gęste włosy, po czym rzuciła krótkie spojrzenie Patelniakowi.
- Coś taka osowiała, księżniczko? - zapytał, biorąc do ręki kolejny talerz.
Przy umywalce leżały pojedyncze włosy oraz nieuprzątnięte grudki jedzenia. Jade wzdrygnęła się. Naszła ją myśl, że nigdy nie tknie niczego od tego nieprzestrzegającego higieny chłopaka.
- Może nie tyle osowiała co zmęczona tym wszystkim, to miejsce to...po prostu więźnie... nie próbowaliście się jakoś stąd wydostać?
Patelniak zaśmiał się. Jego śmiech przypominał kichanie sopranem. Odsunęła się kawałek, jednak dalej nie przestawała pytać.
- Przez te liany wspiąć się na mury, przez pudło, cokolwiek, albo jak...
- Próbowaliśmy wszystkiego, świerzuchu.
- Ale...
- Uwierz mi na słowo - wszystkiego, o czym pomyślałaś, myślisz i pomyślisz. Wszystko to na nic. Straciliśmy przez to tylko ludzi, wyjście znajduje się jedynie tam. - Wskazał na wielkie mury za oknem. - W labiryncie - dodał, czyszcząc talerz.
Czyścił go nerwowo, tak jakby się bał, że za dużo powiedział. Pośpiesznie go odłożył i podał Jade miotłę. -Przydaj się na coś i zmieć tu, będzie mniej do roboty przed kolacją.
Dziewczyna wywróciła oczami i wzięła sprzęt od Patelniaka.
- Czy Zwiadowcy już coś znaleźli? Cokolwiek? Coś musieli... przez cztery miesiące, tak? Newt coś wspominał.
Zaprzestała na chwilę poprzedniej czynności i zmierzyła chłopaka wzrokiem. Nie mógł mieć więcej niż 16 lat. Wciąż krzątał się po pomieszczeniu i unikał przeszywającego wzroku dziewczyny
- Odpowiesz mi w końcu...? Patelniak?
Dopiero gdy usłyszał swoje przezwisko, westchnął ciężko. Odłożył garnek, który zdjął z suszarki i oparł się o szafkę, a raczej o zbitkę z drewna, która miała przypominać blat kuchenny.
- Słuchaj, to jest dość skomplikowane, więcej na temat labiryntu wiedzą ci z mapiarni lub Zwiadowcy. Ja tylko gotuję i rozdaję żarło. Z tego, co wiem, Minho zaczął się szkolić i pobiegł dziś z Benem i Georgem. – Obrócił się na pięcie i powrócił do czyszczenia wielkiego grapa.
Kto wie, co on tam gotował. Odkąd Jade przybyła do strefy, nie było jeszcze zupy. Przeczucie mówiło jej, żeby nie jeść zupy. Patelniak nie przejął się niesmakiem dziewczyny i wlał pół garnca wody do niego.
- Newt sądzi, że nie nadaję się na Zwiadowcę, a im dłużej tu siedzę, tym bardziej mnie tam ciągnie - stwierdziła, robiąc młynki kciukami.
Patelniak spuścił garnek, a cała jego zawartość rozlała się mocząc jego chodaki i białe trampki Jade. Zgiął się w pół i wybuchnął śmiechem, o mało się nie przewracając. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaraz ktoś tu przyszedł i spytał, o co chodzi i zobaczył ich w takiej oto dwuznacznej sytuacji.
- NO CO? CZY TO AŻ TAKIE ŚMIESZNE?!
Chłopak ledwo łapał powietrze i dławił się, przybierając odcień purpury, choć w jego przypadku było to maksymalnie niemożliwe.
- Faceci - burknęła, przeskakując przez furtkę. Idąc w stronę wielkiego buka, pod którym spotkała wczoraj Jamesa, w głowie wciąż dzwoniły jej słowa Newta: „Laska nie może być Zwiadowcą”.
- Jeszcze się przekonamy, żałosne sztamaki. - Uśmiechnęła się pod nosem. Zaczęła wtapiać się w strefę i w jej słownictwo. Lekkim truchtem, nie odwracając się, zmierzała w stronę drzewa.
***
Cisza i spokój w tym miejscu były aż za mocne. Samotność i uczucie zamknięcia niczym czarne chmury wisiały nad Jade, przykuwając ją do ziemi jak kajdany z kulami trzymające więźnia w jednym miejscu.
"Jestem więźniem labiryntu" - pomyślała.
- LABIRYNTU - wyszeptała z goryczą. Żółć napłynęła jej do gardła. Niedobrze jej się zrobiło, myśląc, że jest w nim zamknięta i nic nie może zrobić. Jedyną opcją było...
- Bycie zwiadowcą - szepnęła. Oparła się o pień patrząc w jakiś punkt. - Jestem w dupie. Dlaczego oni sądzą że nie nadaje się na Zwiadowcę? - Rzuciła kamieniem w dal. Tak samo zrobiła z kolejnym i z kolejnym. Kiedy kamienie i kamyczki się jej skończyły, zaczęła skubać trawę wokół drzewa. Zdawało się być stare, a chłopcy mówili, że są tu od czterech miesięcy. – Wychodzi na to, że ten, kto mnie tu zesłał, zaplanował to dawno temu, o ironio – westchnęła i spojrzała na swoje palce.
Były całe brudne od kamieni. Usłyszała ptaki, ich śpiew coś jej mówił, przypominał. Kolejne wspomnienie które pojawiło się tak szybko jak i zniknęło. Bolała ją od tego głowa. Przebłyski, których nie potrafiła nigdzie przypasować ani dobrze się im przyjrzeć. Łzy zaczęły jej cieknąć po policzkach. Uczucie pustki i bezradności po raz kolejny uderzyło prosto w serce, tym razem ze zdwojoną siłą. Chciała płakać, krzyczeć, bić i wić się w spazmach bólu, jakby to miało coś dać. Skrzywiła się. Zupełnie dała się ponieść słabości. „To dobrze”- szepnęła do siebie, -„Zejdzie to z ciebie i już nie wróci". Ale i tak wraca i wracać będzie.
- Dlaczego taka fajna laska jak ty płacze? - To głos Gally’ego.
Nie musiała otwierać oczu, by go poznać. Za bardzo ją wszystko bolało, żeby zrobić cokolwiek. Myślała, żeby zostać Zwiadowcą, a beczy, bo nagle sobie przypomniała, że nie ma mamusi
- Nonsens - szlochnęła. Na jej bladoróżowych policzkach były już wyżłobione czerwone strugi od łez.
Chłopak przykucnął i bez wahania otarł je. Rozwarła szeroko swoje niebieskie oczy. Świeciły się od łez.
- Co się dzieje? - szepnął tkliwie. Nie sądziła, że go na to stać.
Pozwoliła mu się dotknąć. Nie wiedzieć czemu obdarowała go minimalnym zaufaniem. Jego dotyk sprawił, że dostała gęsiej skórki.
- Gally... to miejsce... dlaczego? - spytała z żałością.
Blondyn nic nie odpowiedział. Położył jej rękę na ramieniu. Dziewczyna zgięła się, chowając głowę miedzy kolana. Cała gorycz i złość wypłynęła z niej nagle – DLACZEGO?! -wrzasnęła, a jej rozdzierający krzyk rozniósł się echem po strefie.
- Nie wiem - odpowiedział w końcu. - Musimy... znaleźć stąd wyjście, ono jest w labiryncie, Jade.
- Chcę być Zwiadowcą, chcę szukać wyjścia i nikt mnie tu nie zamknie, Gally. Może i jestem dziewczyną, ale nie jestem słaba. Nie. Jestem wolna, W CZYM LEŻY CHOLERNY PROBLEM?! - krzyknęła, wstając i uderzając przez łzy z całej siły w pień. Coś zatrzeszczało i strzyknęło. Prawa ręka Jade zaczęła robić się czerwona i puchnąć.- Gally... nie mogę rozprostować palców - jęknęła. Po chwili się skuliła i ścisnęła rękę.
- Widzisz, złość nie popłaca. Chodź, Plaster coś z tym zrobi - powiedział pospiesznie ciągnąc ją w stronę szopy. Biegli oboje jednak Jade i tak szybciej
- Wiesz ty co? Nad tym Zwiadowcą można by się nawet zastanowić, świerzynko.
Uśmiechnęli się oboje, jednak uśmiech spełzł z twarzy dziewczyny, kiedy ostry ból przeszył jej dłoń aż do ramienia.
***
- Zwichnięcie prawej ręki i nieźle obite kostki palców, coś ty dziewczyno robiła? - Ciemnowłosy chłopak przypominający wyglądem hindusa oglądał jej dłoń. Kiedy spróbował rozprostować palce natychmiast cofnęła dłoń.
- Muszę je nastawić, w przeciwnym razie będzie bolało jeszcze bardziej, ogay?
Skinęła głową. Gally złapał ją za zdrową rękę. Mimo wszystko nie cofnęła jej.
- Jeden... - Po plecach przeleciał jej dreszcz. - Dwa... - Gally mocniej ścisnął jej dłoń. - Trzy! - Szopę rozdarł przerażający wrzask. Mocno ścisnęła oczy, łzy dały upust, spływając po policzkach.
Gally wciąż ściskał jej zdrową dłoń, patrząc prosto w oczy. Nagle do pomieszczenia wpadł Newt.
- Co u licha tu się wyprawia?! Gally! Jade co ci się stało!? - krzyknął, podchodząc do strefowego lekarza. - Jeff, może powiesz mi o co tutaj biega?!
- Zwichnięty nadgarstek i poobijane kostki dłoni. Muszę jeszcze nastawić jej dłoń i zawinę. Szczerze, sam bym chciał wiedzieć, co się jej stało. To mi nie wygląda na wypadek przy pracy, w szczególności, że jeszcze nie została przydzielona do opiekuna, prawda? - Jeff zdawał się nie być pewnym swoich słów.
Patrzał to na spoconego i zdyszanego Newta, który musiał biec, kiedy usłyszał krzyk, a to na bladego od krzyków i wrzasków Jade Gally’ego.
- Jade, jak to się stało?
Wyrwała rękę z uścisku Gally’ego i wbiła wzrok w piękne, ciemne oczy Newta.
Nagle chatkę ponownie rozdarł krzyk, kiedy Jeff nastawił kość na swoje miejsce. Wpiła paznokcie w jego dłoń, ale on nawet nie krzyknął. Kolejna samotna łza słynęła jej po policzku. Nie spuszczali z siebie wzroku.
- Po wszystkim - powiedział Gally przez zaciśnięte zęby, piorunując Newta wzrokiem.
Burknął coś niedbale, po czym wyszedł, trzaskając drewnianymi drzwiami, a raczej związanymi gałęziami o średnicy ok. 20 cm.
- Co go ugryzło? - spytał Jeff, patrząc pytająco na Newta, który teraz kucał przy dziewczynie.
Obecność Newta sprawiła, że zrobiło jej się wstyd. Zachowała się jak mała dziewczynka, piszcząc i płacząc podczas nastawiania kości.
- Jest ci ciepło? Wydaje się, jakbyś miała gorączkę... masz wypieki. - Jeff przyłożył rękę do jej czoła i policzka.
- Nic mi nie jest - ochrypłe zdanie pełne ukrytego bólu wydostało się ze ściśniętego gardła dziewczyny.
Newt puścił jej dłoń i zaczął iść w stronę drzwi. Rzucił tylko:
- Cieszę się, że laleczce nic nie jest... nie poobijaj się jeszcze bardziej do jutra, bo zaczynasz jutro w zielni, a pojutrze u budoli - rzucił beznamiętnie i skinął Jeffowi, aby kontynuował.
Newt stał tam jeszcze, dopóki ciemnoskóry nie przestał owijać ręki oraz nadgarstka Jade. Westchnęła. Promienie zachodzącego słońca wydostające się do zbitki oświetlały włosy Newta, nadając im kolor dojrzałego zboża. Uniósł wzrok. Jego brązowe niczym kakao oczy świeciły się. Nie mogła przestać na niego patrzeć. Syknęła i zacisnęła powieki kiedy Jeff zacisnął pętelkę na ręce.
- Powinno być dobrze. Staraj się jej nie nadwyrężać przez dwa tygodnie, a powinna znów obijać się... o cokolwiek się tam wcześniej obijała. - Zrobił okrężny ruch rękoma próbując zobrazować swoje myślenie.
Newt wywrócił oczami i zacisnął zęby. Odwrócił się na pięcie i wyszedł zostawiając Jade samą z Plastrem.
- Dzięki - rzuciła pośpiesznie. Wstała.
- Newt ci się podoba, prawda? - rzucił ciemnoskórych chłopak, opierając się o ścianę drewnianej chaty z uśmiechem na twarzy.
Spuściła wzrok i zmusiła się do wypowiedzenia tego zdania normalnie, bez złości, bez nienawiści i frustracji.
- Nie i raczej nie będzie, dupek z niego.
Wyszła.
***
Przebłyski i światła. Zamazane postacie i znajome głosy. Woda. I znów światło.
- Jade i Thomas... Teresa to zabezpieczenie. Ma skłonności samobójcze - rzekła jakaś kobieta.
Obraz znów zaczął migać i ten chłopak. Stał po drugiej stronie czegoś, co wyglądało jak pulpit nawigacyjny. Miał niebieskie oczy, szatyn. Patrzył na nią, przesuwając coś na swoim pulpicie.
- Nie chce tego robić - dziewczęcy krzyk rozlega się w pomieszczeniu.
Czuje tylko ból w plecach.
- DRESZCZ JEST DOBRY...
***
Otworzyła wielkie, ciemne oczy i spojrzała w sufit. Nie zmienił się. Wciąż był taki sam. Nie to, co nowo powstały mętlik w głowie dziewczyny.
– DRESZCZ - wyszeptała bezgłośnie.