piątek, 19 czerwca 2015

V Stary nowy Njubi

 Przyglądanie się chłopcom w pracy było dość nudne. Przechadzała się po strefie w poszukiwaniu jakichś ciekawych zajęć albo chociaż czegoś, co zajęłoby ją na dłuższą chwilę. Od śniadania nie widziała się już z Newt'em. Może naprawdę wziął sobie do serca radę Alby’ego? Siedziała na drewnianej ławce tuż przed kuchnią Patelniaka, próbując wymyślić co kol wiek. Teraz, kiedy chłopak krzątał się po swojej kuchni, mogła mu się lepiej przyjrzeć. Był ciemnoskórym chłopakiem z krótkimi, kręconymi włosami. Miał na sobie fartuch. Widać, że był zużyty. Plamy I cztery miesiące używania musiały go dobić. Szczególnie, gdy trzeba wydać żarło armii wygłodniałych chłopaków. Przyglądała się grupie chłopaków, którzy grzebali coś przy bazie. Chyba ją powiększali. Zabolał ją fakt, że musi wciąż spać z grupą chłopaków i to w jednym pomieszczeniu. Westchnęła. A co innego miała do wyboru?

- Hej, ty, marzycielko, nie masz może ochoty mi pomóc? Jesteś Jade, co nie? - Patelniak wychylił swoją wielką głowę z okienka, czyszcząc talerz.

 Jade oprzytomniała. Spojrzała w ołowiane oczy Patelniaka i pokiwała nerwowo głową. Stęknęła i wstała, prostując kręgosłup. Strzepnęła niewidzialny kurz ze spodni i przeskoczyła przez bramkę dzielącą ją od Patelniakia. Gdy była blisko niego, czuła się taka maleńka. Brunatne niczym drzewa z mrocznego lasu oczy Patelniaka połyskiwały od światła padającego przez okno, a raczej otwór w ścianie, który można było uznać za okno. Na niebie nie było chmur, nie było ani za ciepło ani za zimno, nigdy nie padało. Gdyby nie to, że wymazano im wspomnienia i oderwano od przeszłości, nie pomijając faktu utknięcia w środku olbrzymiego labiryntu, można by uznać to za pewnego rodzaju raj. W żaden logiczny sposób dziewczyna nie umiała sobie wyjaśnić tego defektu. Przeczesała swoje ciemne i gęste włosy, po czym rzuciła krótkie spojrzenie Patelniakowi.

- Coś taka osowiała, księżniczko? - zapytał, biorąc do ręki kolejny talerz. 

Przy umywalce leżały pojedyncze włosy oraz nieuprzątnięte grudki jedzenia. Jade wzdrygnęła się. Naszła ją myśl, że nigdy nie tknie niczego od tego nieprzestrzegającego higieny chłopaka.

- Może nie tyle osowiała co zmęczona tym wszystkim, to miejsce to...po prostu więźnie... nie próbowaliście się jakoś stąd wydostać?

Patelniak zaśmiał się. Jego śmiech przypominał kichanie sopranem. Odsunęła się kawałek, jednak dalej nie przestawała pytać.

- Przez te liany wspiąć się na mury, przez pudło, cokolwiek, albo jak...

- Próbowaliśmy wszystkiego, świerzuchu.

- Ale...

- Uwierz mi na słowo - wszystkiego, o czym pomyślałaś, myślisz i pomyślisz. Wszystko to na nic. Straciliśmy przez to tylko ludzi, wyjście znajduje się jedynie tam. - Wskazał na wielkie mury za oknem. - W labiryncie - dodał, czyszcząc talerz. 

Czyścił go nerwowo, tak jakby się bał, że za dużo powiedział. Pośpiesznie go odłożył i podał Jade miotłę. -Przydaj się na coś i zmieć tu, będzie mniej do roboty przed kolacją.
Dziewczyna wywróciła oczami i wzięła sprzęt od Patelniaka.

- Czy Zwiadowcy już coś znaleźli? Cokolwiek? Coś musieli... przez cztery miesiące, tak? Newt coś wspominał.

Zaprzestała na chwilę poprzedniej czynności i zmierzyła chłopaka wzrokiem. Nie mógł mieć więcej niż 16 lat. Wciąż krzątał się po pomieszczeniu i unikał przeszywającego wzroku dziewczyny

- Odpowiesz mi w końcu...? Patelniak?

Dopiero gdy usłyszał swoje przezwisko, westchnął ciężko. Odłożył garnek, który zdjął z suszarki i oparł się o szafkę, a raczej o zbitkę z drewna, która miała przypominać blat kuchenny.

- Słuchaj, to jest dość skomplikowane, więcej na temat labiryntu wiedzą ci z mapiarni lub Zwiadowcy. Ja tylko gotuję i rozdaję żarło. Z tego, co wiem, Minho zaczął się szkolić i pobiegł dziś z Benem i Georgem. – Obrócił się na pięcie i powrócił do czyszczenia wielkiego grapa. 

Kto wie, co on tam gotował. Odkąd Jade przybyła do strefy, nie było jeszcze zupy. Przeczucie mówiło jej, żeby nie jeść zupy. Patelniak nie przejął się niesmakiem dziewczyny i wlał pół garnca wody do niego.

- Newt sądzi, że nie nadaję się na Zwiadowcę, a im dłużej tu siedzę, tym bardziej mnie tam ciągnie - stwierdziła, robiąc młynki kciukami.

 Patelniak spuścił garnek, a cała jego zawartość rozlała się mocząc jego chodaki i białe trampki Jade. Zgiął się w pół i wybuchnął śmiechem, o mało się nie przewracając. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaraz ktoś tu przyszedł i spytał, o co chodzi i zobaczył ich w takiej oto dwuznacznej sytuacji.

- NO CO? CZY TO AŻ TAKIE ŚMIESZNE?!

Chłopak ledwo łapał powietrze i dławił się, przybierając odcień purpury, choć w jego przypadku było to maksymalnie niemożliwe.

- Faceci - burknęła, przeskakując przez furtkę. Idąc w stronę wielkiego buka, pod którym spotkała wczoraj Jamesa, w głowie wciąż dzwoniły jej słowa Newta: „Laska nie może być Zwiadowcą”.

- Jeszcze się przekonamy, żałosne sztamaki. - Uśmiechnęła się pod nosem. Zaczęła wtapiać się w strefę i w jej słownictwo. Lekkim truchtem, nie odwracając się, zmierzała w stronę drzewa.

***

Cisza i spokój w tym miejscu były aż za mocne. Samotność i uczucie zamknięcia niczym czarne chmury wisiały nad Jade, przykuwając ją do ziemi jak kajdany z kulami trzymające więźnia w jednym miejscu.
"Jestem więźniem labiryntu" - pomyślała.
 
- LABIRYNTU - wyszeptała z goryczą. Żółć napłynęła jej do gardła. Niedobrze jej się zrobiło, myśląc, że jest w nim zamknięta i nic nie może zrobić. Jedyną opcją było...
- Bycie zwiadowcą - szepnęła. Oparła się o pień patrząc w jakiś punkt. - Jestem w dupie. Dlaczego oni sądzą że nie nadaje się na Zwiadowcę? - Rzuciła kamieniem w dal. Tak samo zrobiła z kolejnym i z kolejnym. Kiedy kamienie i kamyczki się jej skończyły, zaczęła skubać trawę wokół drzewa. Zdawało się być stare, a chłopcy mówili, że są tu od czterech miesięcy. – Wychodzi na to, że ten, kto mnie tu zesłał, zaplanował to dawno temu, o ironio – westchnęła i spojrzała na swoje palce.

 Były całe brudne od kamieni. Usłyszała ptaki, ich śpiew coś jej mówił, przypominał. Kolejne wspomnienie które pojawiło się tak szybko jak i zniknęło. Bolała ją od tego głowa. Przebłyski, których nie potrafiła nigdzie przypasować ani dobrze się im przyjrzeć. Łzy zaczęły jej cieknąć po policzkach. Uczucie pustki i bezradności po raz kolejny uderzyło prosto w serce, tym razem ze zdwojoną siłą. Chciała płakać, krzyczeć, bić i wić się w spazmach bólu, jakby to miało coś dać. Skrzywiła się. Zupełnie dała się ponieść słabości. „To dobrze”- szepnęła do siebie, -„Zejdzie to z ciebie i już nie wróci". Ale i tak wraca i wracać będzie.

- Dlaczego taka fajna laska jak ty płacze? - To głos Gally’ego. 

Nie musiała otwierać oczu, by go poznać. Za bardzo ją wszystko bolało, żeby zrobić cokolwiek. Myślała, żeby zostać Zwiadowcą, a beczy, bo nagle sobie przypomniała, że nie ma mamusi

- Nonsens - szlochnęła. Na jej bladoróżowych policzkach były już wyżłobione czerwone strugi od łez.

 Chłopak przykucnął i bez wahania otarł je. Rozwarła szeroko swoje niebieskie oczy. Świeciły się od łez.

- Co się dzieje? - szepnął tkliwie. Nie sądziła, że go na to stać. 

 Pozwoliła mu się dotknąć. Nie wiedzieć czemu obdarowała go minimalnym zaufaniem. Jego dotyk sprawił, że dostała gęsiej skórki.

- Gally... to miejsce... dlaczego? - spytała z żałością. 

Blondyn nic nie odpowiedział. Położył jej rękę na ramieniu. Dziewczyna zgięła się, chowając głowę miedzy kolana. Cała gorycz i złość wypłynęła z niej nagle – DLACZEGO?! -wrzasnęła, a jej rozdzierający krzyk rozniósł się echem po strefie.

- Nie wiem - odpowiedział w końcu. - Musimy... znaleźć stąd wyjście, ono jest w labiryncie, Jade.

- Chcę być Zwiadowcą, chcę szukać wyjścia i nikt mnie tu nie zamknie, Gally. Może i jestem dziewczyną, ale nie jestem słaba. Nie. Jestem wolna, W CZYM LEŻY CHOLERNY PROBLEM?! - krzyknęła, wstając i uderzając przez łzy z całej siły w pień. Coś zatrzeszczało i strzyknęło. Prawa ręka Jade zaczęła robić się czerwona i puchnąć.- Gally... nie mogę rozprostować palców - jęknęła. Po chwili się skuliła i ścisnęła rękę.

- Widzisz, złość nie popłaca. Chodź, Plaster coś z tym zrobi - powiedział pospiesznie ciągnąc ją w stronę szopy. Biegli oboje jednak Jade i tak szybciej

- Wiesz ty co? Nad tym Zwiadowcą można by się nawet zastanowić, świerzynko.
Uśmiechnęli się oboje, jednak uśmiech spełzł z twarzy dziewczyny, kiedy ostry ból przeszył jej dłoń aż do ramienia.

***

- Zwichnięcie prawej ręki i nieźle obite kostki palców, coś ty dziewczyno robiła? - Ciemnowłosy chłopak przypominający wyglądem hindusa oglądał jej dłoń. Kiedy spróbował rozprostować palce natychmiast cofnęła dłoń.

- Muszę je nastawić, w przeciwnym razie będzie bolało jeszcze bardziej, ogay?
Skinęła głową. Gally złapał ją za zdrową rękę. Mimo wszystko nie cofnęła jej.
- Jeden... - Po plecach przeleciał jej dreszcz. - Dwa... - Gally mocniej ścisnął jej dłoń. - Trzy! - Szopę rozdarł przerażający wrzask. Mocno ścisnęła oczy, łzy dały upust, spływając po policzkach. 

Gally wciąż ściskał jej zdrową dłoń, patrząc prosto w oczy. Nagle do pomieszczenia wpadł Newt.

- Co u licha tu się wyprawia?! Gally! Jade co ci się stało!? - krzyknął, podchodząc do strefowego lekarza. - Jeff, może powiesz mi o co tutaj biega?!

- Zwichnięty nadgarstek i poobijane kostki dłoni. Muszę jeszcze nastawić jej dłoń i zawinę. Szczerze, sam bym chciał wiedzieć, co się jej stało. To mi nie wygląda na wypadek przy pracy, w szczególności, że jeszcze nie została przydzielona do opiekuna, prawda? - Jeff zdawał się nie być pewnym swoich słów.

 Patrzał to na spoconego i zdyszanego Newta, który musiał biec, kiedy usłyszał krzyk, a to na bladego od krzyków i wrzasków Jade Gally’ego.

- Jade, jak to się stało?

Wyrwała rękę z uścisku Gally’ego i wbiła wzrok w piękne, ciemne oczy Newta. 


Nagle chatkę ponownie rozdarł krzyk, kiedy Jeff nastawił kość na swoje miejsce. Wpiła paznokcie w jego dłoń, ale on nawet nie krzyknął. Kolejna samotna łza słynęła jej po policzku. Nie spuszczali z siebie wzroku.

- Po wszystkim - powiedział Gally przez zaciśnięte zęby, piorunując Newta wzrokiem. 

Burknął coś niedbale, po czym wyszedł, trzaskając drewnianymi drzwiami, a raczej związanymi gałęziami o średnicy ok. 20 cm.

- Co go ugryzło? - spytał Jeff, patrząc pytająco na Newta, który teraz kucał przy dziewczynie. 

Obecność Newta sprawiła, że zrobiło jej się wstyd. Zachowała się jak mała dziewczynka, piszcząc i płacząc podczas nastawiania kości.

- Jest ci ciepło? Wydaje się, jakbyś miała gorączkę... masz wypieki. - Jeff przyłożył rękę do jej czoła i policzka.

- Nic mi nie jest - ochrypłe zdanie pełne ukrytego bólu wydostało się ze ściśniętego gardła dziewczyny. 

Newt puścił jej dłoń i zaczął iść w stronę drzwi. Rzucił tylko:

- Cieszę się, że laleczce nic nie jest... nie poobijaj się jeszcze bardziej do jutra, bo zaczynasz jutro w zielni, a pojutrze u budoli - rzucił beznamiętnie i skinął Jeffowi, aby kontynuował. 

Newt stał tam jeszcze, dopóki  ciemnoskóry nie przestał owijać ręki oraz nadgarstka Jade. Westchnęła. Promienie zachodzącego słońca wydostające się do zbitki oświetlały włosy Newta, nadając im kolor dojrzałego zboża. Uniósł wzrok. Jego brązowe niczym kakao oczy świeciły się. Nie mogła przestać na niego patrzeć. Syknęła i zacisnęła powieki kiedy Jeff zacisnął pętelkę na ręce.

- Powinno być dobrze. Staraj się jej nie nadwyrężać przez dwa tygodnie, a powinna znów obijać się... o cokolwiek się tam wcześniej obijała. - Zrobił okrężny ruch rękoma próbując zobrazować swoje myślenie. 

Newt wywrócił oczami i zacisnął zęby. Odwrócił się na pięcie i wyszedł zostawiając Jade samą z Plastrem.

- Dzięki - rzuciła pośpiesznie. Wstała.

- Newt ci się podoba, prawda? - rzucił ciemnoskórych chłopak, opierając się o ścianę drewnianej chaty z uśmiechem na twarzy. 

Spuściła wzrok i zmusiła się do wypowiedzenia tego zdania normalnie, bez złości, bez nienawiści i frustracji.

- Nie i raczej nie będzie, dupek z niego.

Wyszła.

 ***
 
Przebłyski i światła. Zamazane postacie i znajome głosy. Woda. I znów światło.

- Jade i Thomas... Teresa to zabezpieczenie. Ma skłonności samobójcze - rzekła jakaś kobieta. 

Obraz znów zaczął migać i ten chłopak. Stał po drugiej stronie czegoś, co wyglądało jak pulpit nawigacyjny. Miał niebieskie oczy, szatyn. Patrzył na nią, przesuwając coś na swoim pulpicie.

- Nie chce tego robić - dziewczęcy krzyk rozlega się w pomieszczeniu. 

Czuje tylko ból w plecach.

- DRESZCZ JEST DOBRY...


***

Otworzyła wielkie, ciemne oczy i spojrzała w sufit. Nie zmienił się. Wciąż był taki sam. Nie to, co nowo powstały mętlik w głowie dziewczyny.

– DRESZCZ - wyszeptała bezgłośnie.

środa, 3 czerwca 2015

IV Tak samo jak nigdy

Nie potrafiła zasnąć. Przez większość nocy śniło jej się ciemne pudło, w którym przybyła, i woda, mnóstwo wody, oraz wrażenie, jakby się topiła. Patrzyła w ciemny sufit. W pomieszczeniu nie było okien. Słabe światło zachodzącego słońca zaczęło wpadać do pomieszczenia. Obróciła się. Spała najbliżej wyjścia, na hamaku tuż koło ściany. Kawałek dalej na takim samym hamaku spał Mihno, po jego drugiej stronie Alby. Między nimi na pryczy przewracał się jakiś jasny chłopak. Dopiero, gdy podniosła głowę, zorientowała się że to Gally. Zrobiło jej się wstyd, z drugiej strony, chłopak wyglądał bardzo zabawnie w tej pozycji. Leżał na plecach rozłożony jak figura Leonarda Da Vinci. Uśmiechnęła się i ułożyła wygodnie. Minho leżał na brzuchu z jedną ręką zwisającą z hamaku. Gdyby była chamska, przechyliła by go lekko, a Minho z łoskotem upadłby na Gally’ego. Musiałoby to naprawdę zabawnie wyglądać.... musiałoby. Zgred Alby prawdopodobnie nie podzieliłby jej entuzjazmu, a pewnie jeszcze, jak oni to mówią, „zepchnął z urwiska”. A ona nadal nie wiedziała, co to jest urwisko, ani o co im chodzi. Czuła, że to raczej nic dobrego. 
 
Na końcu jej czuły wzrok spoczął na Newcie. Spał jak zabity. Jego gęste włosy, które były aktualnie w nieładzie, opadły na jego zmęczoną od pracy twarz. Leżał na plecach, jego klatka piersiowo miarowo wznosiła się i opadała. Leżał niecałe pół metra od Jade. Delikatnie wyciągnęła dłoń i odgarnęła jego włosy z czoła. Nagle zachwiała się i z głośnym rumorem uderzyłaby o podłogę, jednak mocno złapała się hamaka i zawisła niczym leniwiec. Cicho opuściła się lądując bezgłośnie na ziemi koło Newta. Zagryzła wargę i z całą swoją gracją i szybkością z powrotem wślizgnęła się na beżowy hamak. Zwinęła się w kulkę i z rumieńcami na twarzy zakryła się kocem. Po raz ostatni spojrzała na Newta. Ku jej zaskoczeniu chłopak już nie spał. Wzdrygnęła się i o mało ponownie nie spadła z posłania.

- Spać nie możesz? Na poranne manewry ci się zebrało... – szepnął, a raczej mruknął, rzucając jej sarkastyczne spojrzenie.

Jade przez chwilę zastanowiła się czy aby na pewno nie poczuł jak odgarniała mu jego miękkie włosy z czoła. Uniosła głowę z poduszki i westchnęła. Pokiwała głową i przewróciła się na plecy. Newt niczym ninja wstał i sięgnął po koszulkę. Poczuła jak robi jej się ciepło. Na widok Newta bez koszulki przekręciła głowę w drugą stronę. Gdyby spojrzała teraz lustro, zapewne miałaby poliki koloru krwi.

- Newt, długo jeszcze? - szepnęła, ściskając koc.

- Peszę cie? - rzucił za jej plecami.

- Nie, wcale...

 - To dobrze, chodź, idziemy na wycieczkę, zanim te cholerne sztamaki się obudzą. - Zrobił zachęcający ruch ręką.

Jade ociężale podniosła się z łóżka, o ile można było nazwać to łóżkiem . Ubrała buty i po cichu zeszła za blondynem po schodach

- Tylko nikogo nie podepcz, świerzuchu. - Rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie i szedł przodem. 

Jade próbowała, jak tylko mogła, wymijać dłonie i nogi streferów, jednak przy wejściu było ich totalne zagęszczenie. Nie mogła się nadziwić Newtowi, jak on to robi, że nikt jeszcze nie jęknął z bólu. Musiał być w tym wyćwiczony. Przy samym końcu, gdy miała już wyjść, potknęła się o czyjąś podsuwającą się nogę i zapewne uderzyłaby o ziemię, wpadając na owego gościa. W ostatnim momencie Newt złapał ją za ramiona, uniósł i szybkim ruchem rzucił na betonowe płyty już poza budynkiem. Zdzierając sobie skórę z rąk i kolan, dziewczyna jęknęła, a chłopak zamknął drzwi.

- To bolało, wiesz?! Może i jestem nowa, ale nie jestem głupią laleczką, którą można obracać na prawo i lewo, panie Newt! - rzuciła wielce obrażona. Chłopak nawet nie podał jej ręki.

- Cholerne sztamaki przysparzają tylko kłopotów - powiedział ze zgrzytem zębów.

- Proszę! Mogę się wrócić i położyć powrotem!

- Ale ja z dobrego serca postanowiłem cię wziąć na wycieczkę, więc zawrzyj twarzostan i nie zadawaj klumpiastych pytań! - warknął i zaczął iść w stronę zagród. 

Szli w ciszy, nie odzywając się do siebie. Według Jade, Newt był jak rasowa baba, miał ciągle jakieś humorki. Udawał twardziela, robił wszystko co chciał. „No tak, przecież jest jednym z tych ważniejszych." Oparł się o bramkę i rozpoczął pierwszy punkt wycieczki.

- No więc tu są farmy, ale to już chyba wiesz. Hodujemy tu owce, świnie, krowy oraz indyki. Zaraz obok pracuje nasz szanowny jegomość, rzeźnik Winston. Jest jednym z opiekunów, u których będziesz się szkolić przez jeden dzień.

Dziewczyna się wzdrygnęła. "Rzeźnik??!!! ” Nawet jej na myśl nie przyszło, aby zarzynać i patroszyć te biedne zwierzęta, które nic nikomu nie robiły. Jade zastanowiła jedna rzecz: czemu zaczynał wycieczkę na krzyż? Chyba lubił spacery, albo chciał z nią pogadać, chociaż po tym, jak się zachowywał, wywnioskowała, że nie jest skłonny do rozmów.

- Rozpruwacz... paskudna robota. - Obrócił się w jej stronę. Musiała być, albo cała czerwona, albo cała blada, bo Newt parsknął takim śmiechem, jakby mu ktoś opowiedział najlepszy kawał na świecie. - Widzę, że niezbyt interesuje cię praca obcinania interesu świnkom na kiełbasy dla tych sztamaków.

- A żebyś wiedział - mruknęła.
 
Objawy niewyspania zaczęły pojawiać się coraz częściej w postaci ziewania i ciężkich powiek.
 
Zwierzęta były na noc zamknięte w małej szopie obok, więc i po owych ofiarach tortur 
Winstona nie było śladu. Newt żywszym krokiem szedł w stronę ciemnego lasu, który składał się z mrocznie wyglądających dębów i świerków. Stała tam jedna czy dwie ławki. Do lasu prowadziła wąska ścieżka, ginąca w tamtejszym mroku lasu. Wydawał się być obszerny, w porównaniu z resztą strefy, oraz najbardziej tajemniczy i niebezpieczny (nie porównując już do labiryntu).

- A to grzebarzysko. Gości, którzy często odwiedzają to miejsce, nazywamy grzebaczami. Muszę ci wyjaśniać o chodzi czy chcesz się sklumpować w gacie? Jesteś tu niepełną dobę, jednak zdążyłaś się już w miarę z tymi sczylniakami oswoić, także wątpię, żeby ktoś chciał cię tam zgwałcić. - Dziewczyna się wzdrygnęła- Spokojnie, Świerzynko, żartowałem.

- Bardzo śmieszne, Newt, oszczędź sobie tych żartów - dodała, masując wciąż obolały łokieć. Chłopak odwrócił się. Przez chwilę odnosiła wrażenie, że rzuci coś w rodzaju „przepraszam czy coś”, ale nawet nie drgnął, był jak skała. To ją zabolało.

- Nieważne, chodziło mi tylko o to, że zawsze można tu odpocząć i połazić, pobić się z myślami...

- Porozmawiać... - szepnęła, patrząc mu w oczy. Natychmiast opuścił wzrok i odwrócił głowę.

-Taaa, może chodźmy dalej.

"Głupi twardziel”, syknęła w myślach, idąc tuż obok niego. Z każdym krokiem zdawała się być coraz bardziej spięta. Newt nawet nie zwracał na to uwagi, chciał tylko mieć to z głowy. Głośny zgrzyt południowych wrót na dobre ją rozbudził. Ten pisk i skrzypnięcie oraz chrzęst bram na 100% obudził pół strefy, jak nie i całą. Dziewczyna automatycznie zatkała uszy dłońmi i schyliła się.

-Przyzwyczaisz się, Njubi - krzyczał blondyn przez cały hałas.

„Njubi? co do jasnej..." - pomyślała. Kiedy wrota w pełni się rozwarły, wbiegło do nich dwóch chłopaków, w tym jednym okazał się być Minho. Szybko obejrzała się w inne strony, w pozostałych wrotach stało się tak samo. Łącznie ok. 8 chłopców wbiegło do labiryntu. Wydawało się jej też, że zobaczyła tam Galley’ego, jednak nie była w 100% pewna.

- Nawet o tym nie myśl, chodź - szarpnął ją za bluzę i pociągnął w stronę szopy, gdzie znajdowała się mapiarnia.

- Chcę być zwiadowcą - szepnęła praktycznie niesłyszalnie. 

Jednak ciemnooki musiał to zauważyć, bo zelżył uścisk i spojrzał na nią ze zdziwieniem na twarzy. Złapał ją za oba ramiona i lekko potrząsnął.
 
-Słuchaj, lalecz... Jade. - Dzielnie się powstrzymywał od walnięcia gafy. 

Podziwiała go za to. - Nikt normalny nie chce zostać zwiadowcą. Zresztą, zwiadowców wybiera zgromadzenie. Wybacz, ale laska zwiadowcą? Coś mi to na żołądku nie leży.

- A co, jeśli jednak chcę? - Zepchnęła jego ręce z ramion. - Kiedy jest to najbliższe zgromadzenie? - zirytowała się. 

Nie sądziła, że Newt może być taki płaski, żeby wątpić w jej możliwości. Popis dała uciekając przed Minho.

- Dziś wieczorem, ale i tak na nic nie licz. Zwołują to zgromadzenie tylko dlatego, że w pudle pojawił się Świerzuch-dziewczyna, nic poza tym. Kolejne jest za dwa tygodnie. Wtedy przydzielimy cię do roboty. Nie myśl o tym - dorzucił.

- A co, jeśli żadna z tych pracy mi się nie spodoba, albo się do niej nie nadaję? Wtedy dostane szansę?

- Nie, wtedy zostaniesz pomyjem, i będziesz czyścić kible z klumpów, i myć prysznice. Nikt normalny po kilku dniach w strefie nie zostaje pieprzonym zwiadowcą, Jade. Nikt, więc z łaski swojej zawrzyj twarzostan i nie zadawaj pytań aż do końca wycieczki.

Właśnie coś zrozumiała. Newt chyba skumał, że był dla niej za miły i teraz udaje, że ją zlewa albo po prostu ją zlewa. „Super”- pomyślała. Przeszli ponownie na krzyż, po czym chłopak wsadził ręce do kieszeni i zatrzymał się przed szklarnią i małym sadem. Zauważyła, że kilku streferów już wstało i pierwsze, co robią, to udają się w stronę kuchni sławnego Patelniaka, którego dziewczyna jeszcze nie miała okazji poznać.

- Kto jest opiekunem zielni? - spytała, patrząc na zadbane i nawodnione rośliny. Zainteresowało ją to, jakim cudem mają tu wodę. - Jak nawadniacie to coś? - Wskazała palcem, kucając.

- Charlie. I przez rury w ziemi, purwa, miało nie być więcej pytań aż do końca wycieczki, pikolona Njubi - warknął, idąc w stronę betonowego budynku, który miał przesławne żelazne wrota. - To jest mapiarnia. Ogólne to tyle, jeśli chodzi o strefę. Jedynie co się tu zmienia, to Njubi, robole takie jak ty.

Czuła się urażona, gdy mówił do niej aż tak ostrym tonem. To nie ten Newt, który wyciągnął ją z pudła.

- CZY TERAZ MASZ JAKIEŚ PYTANIA? - zapytał głośno.

- Nie krzycz na mnie... - wyszeptała.

Sprawiała wrażenie, jakby miała zaraz się rozpłakać. Manipulacja, kolejna jej część. Wyraz twarzy Newta trochę złagodniał, jednak wciąż był twardy

- Czy jednak na tym szanownym zgromadzeniu mógłbyś o tym wspomnieć? Czuję, że raczej bycie pomyjem, cokolwiek to znaczy, albo praca u Wintona, mi nie przypadnie - westchnęła, wzruszając ramionami.

- A ty znowu o tym... Wybacz, po prostu Alby stwierdził wczoraj, że za bardzo się do ciebie przymilam. - Gdy to mówił, śmiał się tak, jakby to rzeczywiście było dla niego śmieszne. - Naprawdę to tak odczuwasz?

- Nie, dlaczego niby? Lubię jak ktoś... jest dla mnie miły - dodała, uśmiechając się lekko, a Newt zrobił to samo. - O ile mogę tak powiedzieć jako Njubi. - Zabrzmiało to w jej ustach bardzo nienaturalnie. - Mogę mieć chyba kumpli, co nie?

- Nie ma przeciwwskazań, Świerzynko. - Trącił ją lekko w ramię, śmiejąc się przy tym. 

„O ironio...” - westchnęła, pchając chłopaka na lewo. Na ich nieszczęście w ich stronę szedł ten sam wysoki Murzyn, który tak na nią nawrzeszczał, gdy zeskoczyła na Minho. Tuż obok niego szedł James i jakiś blondyn w rozchylonej koszuli ukazującej tors.

- O cholera... – jęknęła, chowając się za Newtem.

- Hej, Newt, wycieczka skończona? Miło w końcu poznać tę pogromczynię chłopków, o której mi tyle mówiłeś, Alby - rzekł blondyn, wystawiając przyjaźnie dłoń do Jade. 

Uśmiechał się przy tym, co ukazało jego bliznę na ustach. Było to niewielkie rozcięcie. Jade nie miała ochoty z nim rozmawiać, wyglądał co najmniej wyzywająco, a jego usta same mówiły „no chodź kiciuuu”. Dziewczyna nie zareagowała.

- Ta i owszem. Jade, to Stephen, nasz strefowy podrywacz i kombinator, Steph, poznaj naszą nową i niebezpieczną Njubi - Jade. A, i z tego co wiem, Max zabronił ruszać dziewczynę do czasu zgromadzenia, więc zabieraj te swoje grabie i zrób z nich jakiś pożytek.

- Zaprowadź mnie na śniadanie, ten kolo mnie przeraża - mruknęła zza jego pleców Jade. 

Newt zawołał szybko jakiegoś strefera i kazał zaprowadzić Jade do Patelniaka, a sam poszedł ze Stephenem, Albym i Jamesem w stronę mapiarni. Dziewczyna kompletnie nic z tego nie rozumiała. Wciąż miała mętlik w głowie i pełno pytań, jednak teraz wolała zatopić się w pysznym bekonie Patelniaka. Nie rozumiała, dlaczego streferzy żartowali sobie z tego żarcia. Jak na takie warunki, było to niebo w gębie.